26.04.2019

Od Jamesa CD Rein

Usłyszałem kroki na schodach, więc obróciłem się na drugi bok. Było zdecydowanie za wcześnie na przybycie mojego taty, a na dodatek nie było charakterystycznego dźwięku kluczy w zamku, bym mógł przypuszczać, że to on.
Podniosłem się lekko, spodziewając się dwóch rzeczy - albo Ciasteczka, albo Rein. Okazało się, że miałam racje, bo u podnóża schodów stała blondynka, niezdecydowana, czy zrobić krok na przód. Wstałem, chcąc uświadomić jej, że tutaj jestem, jeśli w ciemności nie mogła znaleźć kanapy.
— Coś się stało? — zapytałem, robiąc jej miejsce na kanapie.
Po chwili sztywnego siedzenia, położyłem się z powrotem, a ona naprzeciw mnie, tak, że gdyby nie ta ciemność, widziałbym dokładnie każdą najmniejszą zmarszczkę na jej twarzy.
— Nie.— Zastanowiła się, co powiedzieć dalej — Po prostu zegar mnie obudził i nie mogę dalej zasnąć.
Poprawiłem kosmyk, który spadł jej na nos i usta. Na tyle długi, bym bez problemu założył jej go za ucho. Wydaje mi się, że się na ten gest uśmiechnęła. Nie chciałem, by była między nami niezręczna cisza, ale jednocześnie uważałem, że pora pójść spać. Ale razem? Wprawdzie wcześniej rozważałem taką opcje, jednak w dużym i swobodnym łóżku, a nie na ciasnej kanapie, gdzie nasze oddechy ze sobą walczą o dostęp do powietrza.
— Mam sobie pójść? — zapytała zaniepokojona, kiedy jęknąłem, gdy po próbie wygodnego ułożenia się, wbiła mi łokieć w brzuch.
Pokręciłem przecząco głową, chociaż nie byłem pewien, czy udało jej się to zobaczyć. Nie chciałem jej puścić teraz, kiedy znajdowała się tak blisko. Przez ten czas, który razem już przeżyliśmy bardzo ją polubiłem i zaczęło mi na niej zależeć, nie wiedziałem jak. I chociaż nie leżało to w mojej naturze, zaufałem jej prawie że od pierwszego momentu. Ba, dałem jej się zabrać w teren, spadłem dla niej i to tylko za jedną jej namową, spróbuje wystartować w zawodach.

***

Rano, a właściwie bardzo wczesnym porankiem, zwlokłem się z kanapy, by nie obudzić Rein. Było trochę po szóstej, mój tata powinien być za półgodziny, a na mnie czeka cała stajnia wierzchowców do nakarmienia. Nachyliłem się nad dziewczyną, by zobaczyć, czy śpi dalej, bo chciałem zostawić jej karteczkę, gdzie jestem i co ma powiedzieć mojemu ojcu.
Jednak w tym momencie ona wystraszona podskoczyła (musi mieć bardzo delikatny sen) a drzwi wejściowe trzasnęły, w progu stanął mój tata.
Chwilę stałem nieruchomo, myśląc, jak wyjść z tej sytuacji obronna ręką. W końcu podszedłem do ojca, objąłem go, a następnie się odsunąłem i machnąłem ręką na Rein, by podeszła.
— Tatko, to Rein Marshall.
Mój ojciec spojrzał podejrzliwie i uścisnął jej dłoń. Ogromna dłoń kowala w zderzeniu z jej, delikatną i kobiecą tworzyła ogromny kontrast.
— Tom Silver, miło mi panienkę poznać — odparł powoli, patrząc to na mnie, to na nią.
Jak byłem młodszy, kazał mi się od takich trzymać z daleka. Bogatych i pięknych, twierdził, że się mną zabawią i mnie spławią, złamią serce. Tak pewnie od razu ocenił ją. Jednak, byliśmy dorosłymi, dojrzałymi osobami, które się zaprzyjaźniły. Jakiego zdanie i tak nie miało teraz najmniejszego znaczenia.
— Zrobię śniadanie — powiedziała cicho Rein, patrząc na mnie, oczekując zgody. Kiwnąłem głową. Tego wszystkiego było już za dużo. 

Rein?

505 słów → 100$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz