8.04.2019

Od Charlotte

Pierwsze słoneczne promienie wdzierały się przez okno balkonowe do mojego nowego mieszkania. Widok był przyzwoity, długa, klimatyczna brukowa uliczka wzdłuż której postawione były wysokie uliczne lampy. Wprawdzie nie był to nowojorski Manhattan, ani ciche przedmieście, ale miał w sobie coś urokliwego. Filip od momentu przyjazdu i wypuszczeniu z transportera brykał po mieszkaniu przeszukując nowe kąty. Przy drzwiach stało jeszcze kilka nierozpakowanych kartonowych pudeł,a długonogi kocur wręcz nie mógł się oprzeć, by tam nie wskoczyć. Odgłos przeszukiwania wnętrza kartonu wywołał tylko na mojej twarzy delikatny uśmiech. W końcu będzie trzeba rozpakować się do końca, przydałoby się też zwiedzić miasto i okolicę. Jednak te dwie rzeczy nie mogły być ważniejsze, niż odwiedzenie koniska, które od kilku godzin stało już w nowej stajni i zapewne rozsadzało boks z powodu nadmiernej energii. Czym prędzej wciągnęłam na siebie czarne bryczesy, pierwszą lepszą białą bluzkę na długi rękaw oraz granatowy bezrękawnik i wskoczyłam w świeżo wyczyszczone oficerki. Droga do stadniny nie była długa, jechało się bardzo przyjemnie, a przy okazji mogłam podziwiać małomiasteczkowe uroki w których powoli się zakochiwałam. Oczywiście moja macierzysta stajnia też znajdowała się w pobliżu leśnych terenów jednak cały czas miałam świadomość, a nawet byłam w stanie dostrzec, że w oddali za lasem zaczyna się metropolia i rosnące wzwyż drapacze chmur. Tutaj to kompletnie co innego. Po zostawieniu auta na parkingu musiałam wstąpić jeszcze do biura, by sfinalizować pewne formalności. Podczas gdy kierowałam się do biurowego budynku dało się dostrzec, że ośrodek tętni życiem, wokoło krzątała się masa ludzi zajmująca się swoimi sprawunkami. Przemiła Pani właścicielka powitała mnie swoim promiennym uśmiechem. Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę o mojej przeprowadzce oraz planach i celach związanych z jeździectwem, później dokonałam ostatnich opłat, podpisałam gdzie trzeba i byłam wolna. Ruszyłam do dużej stajni. Odważnie wstąpiłam przez duże drzwi, a w jednej chwili większość końskich łbów zwróciła się w moją stronę, ale tylko z jednego boksu doszło głośne rżenie. Znaną czarną czuprynę dało się poznać z daleka.
- Cześć maleńki. - poklepałam go po szyi, ten natomiast zaczął obwąchiwać moją kieszeń, dobrze wiedział, że zawsze noszę tam smaczki. - Pewnie nie możesz doczekać się, żeby trochę pobiegać. - podałam mu na otwartej dłoni garść przysmaków. Chwyciłam za kantar wiszący na drzwiach boksu, po czym weszłam do niego usiłując złapać koński łeb, a zazwyczaj miałam z tym problem. W pierwszej chwili po wyprowadzeniu Henrego z boksu myślałam, że pójdzie w długą, a ja się przewrócę i jeszcze będzie mnie na dupie ciągnął. Nic dziwnego, ogier był strasznie ciekawy nowego miejsca. Przespacerowałam się z nim na zielonym skrawku w pobliżu stajni, a gdy już trochę się uspokoił ruszyłam w kierunku lonżownika. Bez wątpienia Hennessy przyciągnął wzrok wielu osób. W końcu jest to bardzo urodziwy ogier, wysokie konisko metr siedemdziesiąt, idealnie przycięta grzywa i ogon, szlachetny łeb oraz atletyczna, sportowa sylwetka, a w dodatku cztery urocze, białe skarpetki. Wiele razy słyszałam ogrom komplementów na temat mojego konia oraz pochwał, jak to przesadnie dbam o niego i jego wygląd. To prawda, Henry zazwyczaj był wypieszczony i wypucowany na wszelakie możliwe sposoby. Gdy lonża była już podpięta nawet nie musiałam się sporo namęczyć, gdyż koniuch sam ruszył do pracy bardzo energicznym stępem. Po krótkiej rozgrzewce cmoknęłam, aby zasygnalizować, że chcę rozpocząć pracę w kłusie, z tym również nie było najmniejszego problemu. Po kilku kolejnych minutach wydałam komendę głosową "hop", a ogier w końcu doczekał się swojego upragnionego galopu, przy okazji fiknął parę baranów i zarzucił tyłem. Może jednak sprawdzanie dziś toru crossowego nie jest najlepszym pomysłem? Po chwili namysłu doszłam do wniosku, że bezpieczniej będzie wyjeździć Henrego na pustym placu. Po około dwudziestominutowej lonży poklepałam oldenburga i zabrałam na stanowisko do czyszczenia. Nigdy nie sprawiał problemów przy zabiegach pielęgnacyjnych, stał spokojnie i mrużył oczy, tak było i tym razem. Fioletowym, plastikowym zgrzebłem wykonywałam mocne, długie ruchy po jego zakurzonej sierści. Zawsze lubił, gdy poświęcałam więcej czasu jego ulubionym miejscom, jak np. okolice popręgu, wtedy zazwyczaj wyciągał szyję i pięknie pokazywał ząbki. Zawsze sporo czasu poświęcałam grzywie i ogonowi, musiały być idealnie rozczesane i ułożone. Czyszczenie kopyt uświadomiło mnie, że niedługo będzie trzeba zwrócić się do kowala. Gdy koń był już wypucowany na błysk przyszedł czas na siodłanie - dzisiejszy trening był także testem dla nowiuśkiego sprzętu. Przyznam, że Hennessy cudnie wyglądał w dopiero co odpakowanym czapraku i lśniącym rzędzie. Chwyciłam za wodzę i skierowałam się w kierunku parkuru, na którym miałam zamiar przeprowadzić luźną jazdę w trzech chodach, bez skoków, które tylko niepotrzebnie bardziej rozjuszyłyby naładowanego po podroży energią ogiera.

Ktokolwiek?
Ktoś chętny na wątek z Charlie?

739 słów + 140$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz