27.02.2019

Od Kelvina CD Thejli

          Po opuszczeniu stadniny, skierowałem się w kierunku komendy, do której została zabrana pijana para, którzy już na starcie zostali oskarżeni o znęcanie się nad zwierzętami. Dowodem był skrokaty ogier, który swoją ucieczką pokazał nam, że w okolicy nie jest najlepiej. Gdybym tylko wcześniej o tym wiedział, szybciej bym zareagował, lecz teraz trzeba mieć nadzieję, że jego koledzy są w dobrym stanie. Aby to sprawdzić, zebrałem informację w postaci adresu zamieszkania wcześniej zatrzymanej pary i uzyskałem pozwolenie na przeszukanie owego miejsca. Spis danych schowałem do teczki i wsiadłem do auta, by wrócić do domu i choć trochę się ogarnąć. Zjadłem szybki posiłek i odświeżyłem się, następnie wróciłem do swojego pojazdu i obrałem za cel Horse Heaven, a dokładnie jego główną bramę, spod której zabrałem Thejle. Zaciekawił mnie styl brunetki, gdyż glany, które posiadała obecnie na sobie, pasowały do jej całokształtu. Nie wyglądała jak kobieta, która boi się pracy, a raczej na taką, która byłby w stanie złamać piszczel jednym kopnięciem. Zaśmiałem się w duchu po wyobrażeniu sobie tej sytuacji i kontynuowałem jazdę w zalesionym terenie. W sumie gdyby nie wysokie podwozie forda, ciężko byłoby pokonać tak dziurawy teren. Nie chcę wiedzieć, jak właściciele dojeżdżali do swojego domu. Po przejechaniu pewnego odcinka ścieżki, naszym oczom ukazała się niszczejąca farma, która wyglądała na bardzo zaniedbaną. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz na myśl, ile może być tutaj zaniedbanych zwierząt. Zaparkowałem w bezpiecznej odległości i weszliśmy do pierwszej stajni, w której zastaliśmy martwego kuca. Brunetka szybko zauważyła, że zwierzę leży tutaj z dobry tydzień, co z jednej strony mnie zaskoczyło, że w takim tempie rozpoznała czas zgonu, z drugiej zaś zaniepokoiło, że może być tutaj więcej takich koni. Po odnotowaniu tego w kajecie, przystąpiliśmy do dalszej eksploracji farmy. Wstąpiliśmy do kolejnej stajni, która była totalnie pusta, zaś w siodlarni znajdowały się całkowicie zniszczony osprzęt jeździecki, który nadała się jedynie do wyrzucenia.
- Długo nie był używany - zauważyła ciemnowłosa wskazując na czarne siodło, które kiedyś było skórzane.
- Potrafisz dokładnie rozpoznać, kiedy doszło do "zgonu"? - rzuciłam oczywiście żartem.
- Patrząc na stan skóry oraz grubości pyłu znajdującego się na materiale, leży to z kilka miesięcy - odpowiedziała z akcentem typowego detektywa, po czym zaraz się zaśmiała.
- Sprytnie - odwzajemniłem gest - Ogólnie podziwiam za tak dobrą spostrzegawczość - dodałem wychodząc powoli ze stajni.
Kontynuując rozmowę, weszliśmy do trzeciej, nieco mniejszej stajni. Ze względu na brak jakichkolwiek okien oraz oświetlenia, poświeciłem latarką po ścianach budynku, lecz na pierwszy rzut oka boksy wydawały się być puste. Skrzypienie drzwi oraz zapach martwego zwierzęcia dodawało mrocznego klimatu, zaś kolejną ofiarą zagłodzenia stało się ciele krowy, które leży tutaj znacznie dłużej. Brunetka wykonała zdjęcia, zaś ja doszedłem do końca stajni, aby sprawdzić kolejne boksy, które okazały się być również puste. Gdy odwróciłem się w kierunku wyjścia, drewniane belki trzymające dach, nagle się zerwały i zawaliły się na środek stajni, przez co zablokowały przejście na drugą stronę. Pył uniósł się ponad ziemię i stało się to na tyle szybko, że nie zdążyłem zareagować. Kaszlnąłem odruchowo i odgarnąłem ręką pył, po czym spojrzałem na zawalone dechy.
- Thejla?! - zawołałem zaniepokojony ciszą z jej strony.
- Wszystko gra - rzuciła w odpowiedzi - Dasz radę wyjść? - zapytała.
- Coś się wymyśli - odparłem spoglądając na spróchniałe drewno, które dość skutecznie zatarasowały przejście.
Przechodzenie po tym byłoby niebezpieczne, lecz nie jestem człowiek młot, aby przebić się przez ceglaną ścianę. Zerknąłem raz jeszcze na drewno i zlokalizowałem opcjonalne przejście, które zaraz wykorzystałem. Te po dosłownej chwili jeszcze bardziej się zawaliły i pociągnęły za sobą resztę dachu, przez co wraz z brunetką musieliśmy ewakuować się w trybie natychmiastowym.
- Przynajmniej się wywietrzy - rzuciłem zerkając na stajnię.
- O ile zaraz cała się nie zawali - dodała ciemnowłosa i w pewnym sensie wykrakała, gdyż cegły również zaraz się posypały - Ups..
- Peszek - mruknąłem i zaśmiałem się krótko - Cóż, i tak by tego nikt nie remontował - dodałem zerkając na resztę budynków.
- I dobrze, że nie było tam żywej duszy - westchnęła.
Po tym, jak stajnia kompletnie się zawaliła, ruszyliśmy do kolejnych budynków. Dom mieszkalny wyglądał trochę jak melina, gdyż wszędzie walały się puste butelki po alkoholu oraz przeterminowana żywność. Wszystko notowałem w kajecie i ze względu na fakt, że owy budynek nie był wielki, zaraz z niego wyszliśmy i rozglądnęliśmy się po reszcie terenu.
- Brakuje mi tutaj jednego budynku.. - mruknąłem spoglądając na ich rozkład oraz na teren przed nami.
- Przed chwilą jeden się zawalił - podsumowała brunetka - Tamte sprawdzone - wskazała na poprzednie stajnie - Składzik oraz "paszarnia" też sprawdzona - kontynuowała.
- Za domem coś powinno być - odparłem i oby dwoje skierowaliśmy się za owy budynek.
Faktycznie stała tam kolejna, bardzo niewielka stajnia, której gołym okiem nie widać. W środku zastaliśmy pięć boksów, z czego tylko dwa były puste, w tym jeden z rozwalonymi drzwiami, z którego prawdopodobnie uciekł srokaty ogier. W pozostałych trzech znajdowały się trzy konie, również zaniedbane i wychudzone, w tym drobnej budowy źrebak. Poinformowałem odpowiednie służby i już po chwili przyjechał specjalny wóz dla biednych wierzchowców. Gdy dwa wierzchowce były już w pojeździe, ostatni zaczął stawiać opór i nie dał się dotknąć ludzką ręką. W jego oczach było widać strach oraz dosłowną nienawiść do człowieka, przez co założenie kantaru było niemożliwe.
- Niestety tego ogiera nie możemy zabrać - odparł pracownik i wskazał na karego ogiera.
- Damy mu tutaj jedzenie i zabezpieczymy boks - powiedziałem zerkając na Thejle - Pod wieczór przyjadę i sprawdzę jego stan - dodałem wracając wzrokiem na pracownika.
Mężczyzna przytaknął i wsiadł do auta, po czym spokojnie wyjechał z terenu farmy. Zaś my zrobiliśmy tak, jak mówiłem. Podaliśmy żywność karemu ogierowi, który charakteryzował się białą latarnią na głowie oraz mlecznym pyskiem, zaś jego grzywa zasłaniała większość łba. Oczywiście prychał na nas i kopał z nerwów, lecz każdy nasz ruch był spokojny, gdyż sam wierzchowiec był dość dużych rozmiarów.
- Widząc jego zachowanie, musiał mieć tutaj bardzo źle - rzuciłem stojąc w progu stajni.
- Jak każde tutaj zwierze - westchnęła brunetka, która nie była z tego wszystkie zadowolona - Ale jeśli teraz tak reaguję, to później lepiej nie będzie - dodała zerkając na mnie.
- Wiem, ale zostać tutaj też nie może. Stajnia nie jest ocieplana, a w nocy zapowiadają mróz - wyjaśniłem - Na dodatek musi sprawdzić go weterynarz.
Wtem usłyszałem czyjeś kroki, lecz nie był to człowiek. Odwróciłem się do źródła dźwięku i był to pies, a dokładnie suka, która truchtała w naszym kierunku. Również ona wyglądała na głodną, a na dodatek miała gdzieś młode, gdyż jej brzuch na to wskazywał. Psina miała położone uszy, nisko pysk oraz skulony ogon, lecz nie była agresywna. Szturchnąłem z lekka brunetkę i wskazałem na czworonoga, który nadal się do nas zbliżał. Oby dwoje kucnęliśmy dając jej do zrozumienia, że przyszliśmy pomóc oraz zachowaliśmy wewnętrzny spokój, po czym suczka przyspieszyła i zadowolona otarła się o nas.
- Pewnie musi należeć do nich - powiedziała ciemnowłosa głaszcząc psinkę.
- Najwidoczniej - w środku powoli się kruszyłem, lecz jako facet, muszę zachować tą twardość - Gdzie zgubiłaś swoje dzieci.. - mruknąłem półszeptem i spojrzałem na pobliskie budynki.
Suczka nagle odwróciła się i zrobiła kilka kroków dalej, zaraz spojrzała w naszym kierunku, jakby chciała nam coś pokazać lub na coś nakierować. Zawsze uważałem zwierzęta za mądre. Bez zbędnego czekania ruszyliśmy śladami psa, która to doprowadziła nas do zawalonej szopy. Wgramoliła się między deski i nie trzeba było widzieć, co tam jest, gdyż skomlenie szczeniąt było mocno słyszalne. Ze względu na to, że deski były powalone w prosty sposób, łatwo dało się je ściągnąć i dostać się do gniazdka samotnej psinki. Było dokładnie pięć szczeniąt, lecz jedno z nich nie dawało oznak życia.
- Niedawno je urodziła - zauważyła brunetka, zaś ja zdjąłem z siebie kurtkę i położyłem na ziemię.
- Więc jest szansa na uratowanie.. o ile nie dostały szoku - powiedziałem ostrożnie kładąc szczeniaki na ciepły materiał.
Suczka uważnie przyglądała się moim czynom i co chwilę tuliła łeb do mnie lub do brunetki, ciesząc się, że ktoś może jej pomóc. Czas jednak stał się bardzo ważny i przystąpiłem do reanimacji jednego młodzieńca, który był nadal ciepły. Thejla w tym czasie ogrzewała i pilnowała resztę maluchów, które wyglądały raczej na zdrowe.. lecz głodne.
- No dawaj chłopie.. - mruknąłem próbując wyczuć jego oddech, lecz bez większego skutku.
Gdy już traciłem nadzieję, a między nami zapadła totalna cisza, z pyszczka reanimowanego szczeniaka rozbrzmiał szczenięcy pisk, a jego klatka piersiowa unosiła się w odpowiednim tempie. Na naszych twarzach zawitał szczery uśmiech i radość, że udało się uratować kolejne zwierzę z zaniedbanej farmy. Odłożyłem szczęściarza do reszty rodzeństwa i zabraliśmy ich z tego mroźnego chłodu, a przy naszych nogach kroczyła dumna psia mama, która przyczyniła się do uratowania swoich dzieci. Będąc przy samochodzie, poprosiłem Thejle o wyjęcie plastikowej skrzynki i rozłożenie jej, po czym do środka włożyłem kurtkę wraz z maluchami, a samą skrzynkę postawiłem na podłodze przy fotelu kierowcy oraz pasażera. Suczka oparła przednie łapy na podeście, lecz nie miała siły by wskoczyć do auta, więc i jej pomogłem wgramolić się do nadal ciepłego pojazdu.
- Mam nadzieję, że to już wszystkie zwierzęta - odparłem z lekka otrzepując ciemną bluzę.
- Raczej tak. Sprawdziliśmy wszystkie budynki i został tylko ten agresywny ogier - podsumowała ciemnowłosa - A młode lepiej zawieść do weterynarza - dodała zerkając na szczenięta.
- Też tak myślę - przyznałem i oby dwoje zajęliśmy miejsca w aucie.
Uruchomiłem forda i wyjechaliśmy z terenu farmy kierując się od razu do wcześniej wspomnianego miejsca. Na szczęście nie było to daleko i po kilku minutach psiaki były w dobrych rękach. Mężczyzna od razu podał posiłek psiej mamie, lecz oczywiście nie duży, gdyż takowa porcja mogłaby skręcić jelita i uśmiercić psa. Zaś szczeniaki zostały zbadane i upewniono nas, że są one w dobrej formie, oprócz lekkiego wygłodzenia. Po uzyskaniu tych dobrych informacji, mogliśmy opuścić budynek i wsiedliśmy z powrotem do auta, aby raz jeszcze wrócić się na teren farmy. Ze względu na nadejście wieczoru, uruchomiłem zewnętrzne szperacze w fordzie i powoli jechałem przez zapuszczony obszar, aby upewnić się, że wszystko zostało przez nas sprawdzone i zabezpieczone.

Thejla? 
Bohaterowie nie zawsze noszą peleryny ( ͡° ͜ʖ ͡°)

1600 słów = 420 $ 

25.02.2019

Odejście

Z dniem dzisiejszym żegnamy Riley


Powód: Decyzja właścicielki.
Pamiętaj, że zawsze będziesz mogła do nas wrócić ^^

~Administracja SHH

24.02.2019

Od Thejli cd. Kelvina

Gdy Kelvin wychodził ze stajni, ja jak to ja poszłam za nim. Musiała wiedzieć czy srokacz naprawdę będzie mógł tu zostać. Szczerze zdziwiło mnie też to, że mężczyzna pracuje w policji. Patrząc na niego nie powiedziałabym żeby mógł wykonywac taką profesję. Po prostu jak dla mnie nie wyglądał na policjanta.
- Naprawdę on tutaj zostanie? - dopytałam - I.. nie spodziewałam się Ciebie dzwoniąc po policję
- Jeśli nie będzie problemu, to tak - Kelvin zerknął na mnie zatrzymując się kilka kroków dalej - Sprawdzę jeszcze ich adres zamieszkania i po czwartej podjadę do ich domu. Wolę sprawdzić, czy nie mają więcej takich zwierząt. I tak, pracuję w policji, jak widać. Dokładnie wydział kryminalny - wyjaśnił ruszając w stronę swojego samochodu - W sumie jeśli masz czas po czwartej, to będziesz mogła ze mną tam podjechać. Nigdy nie wiadomo, co się zastanie na miejscu - zaproponował chłopak
Zdziwiła mnie ta propozycja. lecz czemu bym miała odmawiać? W końcu i tak za kilka dni kończy mi się umowa w Hill Town, a w związku z tym przenoszę się tutaj, bo i tak mam tu pewną posadę.
- Czemu nie - uśmiechnęłam się
- Będę czekał przed główną bramą - powiedzaił otwierając drzwi swojego auta
Skinęłam głową i pomachałam mu na porzegnanie, gdy ten wyjeżdżał już z terenu posesji. Sama nie wiedząc czemu, gdy samochód zniknął mi z pola widzenia zaczęłam się śmiać.
- Oj nie wiesz jak bardzo będziesz mieć teraz przerypane - otarłam łzy które spływały mi po policzkach w wyniku niespodziewanego wybuchu śmiechu
Zerknęłam na zegarek była godzina dziesiąta dwadzieścia. Zaiste idealny czas na ćwiczenia z moimi wariatami... Gdy miałam już zamiar iść do mich pociech usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam telefon z kurtki. Spojrzałam na ekran, po czym przewróciłam oczami.
- Jeśli ten półmózg znów do mnie napisze to ma w nos... - mruknęłam chowając komórkę
Jedna wiadomość, a może jednak zepsuć całkiem fajny dzień. Skrótowo mówiąc, pewnien bardzo mądry stażysta z Hill Town obrał sobie za cel zaproszenie mnie na randkę, co stawalo się już nadto irytujące. Z lekkim grymasem na twarzy udałam się do stajni szkółkowej, w celu zobaczenia jak się ma Ghost.
- Jesteś już bezpieczny - powiedziałam opierając się o drzwi boksu
Ogier zastrzygł uszami nie odrywając się od konsumowania siana. Uśmiechnęłam się w duchu, po czym udałam się na poszukiwania Conor'a. Miejmy nadzieję, że chłopak zgodzi się ułożyć srokacza.

- Tu jesteś - powiedziałam podchodząc do chłopaka
- Szukałaś mnie? - brunet popatrzył na mnie przerywając czyszczenie Theze
- Yhm... Kojarzysz tego srokacza, którego znalazłyśmy z Sheeną?
- No... A co? - Con zmarszczył brwi
- Został odebrany właścicielon i Horse Heaven będzie jego nowym domem - powiedziałam jakby to miało jakikolwiek związek z moją prośbą - Jak już zapewne wiesz ogier jest zaniedbany i zapewnie nie ułożony...
- I ja mam się nim zająć? - przerwał mi chłopak odkładając szczotki
- A kto jak nie ty? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie
- Jakbym cię nie znał od dziecka to zapewnie bym powiedział nie... Ale jako, że właśnie się zmany bardzooo długo to spoko - uśmiechnął się
- Wiedziałam, że można na ciebie liczyć - powiedziałam również się uśmiechając - Przyprowadzić go go stajni prywatnej? - zapytałam
- Niech zostanie u szkółkowych. Nie zmieniajmy mu jak narazie otoczenia
- \Wedle życzenia - zaśmiałam się
- Jak narazie spadam bo chce pojeździć Theze, a potem jadę po nowe konie. Ale nie martw się. Wieczorem na pewno znajdę czas dla naszego duszka - chłopak skierował się do siodlarni
- Spoko spoko - powiedziałam kiedy Con przekraczał próg
Gdy chłopak zniknął za drzwiami, skierowałam swe kroki ku swojemu miejscu zamieszkania.

Otworzyłam drzwi. Z wnętrza domostwa udarzyła mnie fala ciepła. Licząc to, ze na polu było gdzieś koło zera stopni, taka nagła zmiana temperatury doprowadziła mnie do niemałego  szoku termicznego. Zresztą jak zwykle o tej porze roku. Tata zwyczajowo oczywiście za bardzo napalił w piecu przez co w środku było wręcz piekielnie ciepło.
- Dexter - powiedziałam gdy tuż koło mojej lewej nogi pojawiła się kulka sierści
Kundelek przywitał mnie radosnym szczekaniem. Rozebrałam się po czym ruszyłam do swojego pokoju.
- Ćwiczyć czy nie ćwiczyć... Oto jest pytanie - zaśmiałam się padając na łóżko
Do czwartej jeszcze sporo czasu, a ja miałam takiego lenia, że nie chciało mi się teraz ruszyć tyłka z domu, a tym bardziej jeździć. Mój mózg wpadł na świetny pomysł ucięcia sobie drzemki. Ustawiłam budzik na trzecią, po czym zasnęłam.

- Tu jesteście - powiedziałam sięgając po glany, które stały tam gdzie je zostawiłam dzień wcześniej, ale jak zwykle o tym zapomniałam
Glany... Oczywiście musiałam je ubrać bo nie byłabym wtedy sobą. Wyjęłam z szafy jakieś przyzwoite spodnie, które nie były bryczesami, oraz bluzę z Morbid Angel. Popatrzyłam na nią. Powoli zaczynałam się zastanawiać czego do jasnej anielki słucham. Wzryszyłam ramionami, kierując swoje kroki do łazięki w celu ogarnięcia swojej osoby, co nie zajęło mi zbyt dużo czasu. Zerknęłam na telefon. Była piętnasta trzydzieści siedem. Po sprawdzeniu godziny schowałam urządzenie do kieszenie spodni. Westchnęłam po czym zabrałam się za ubieranie glanów, co tak prostą rzeczą, będą mną, nie było.
- Głupie buty - powiedziałam wiążąc sznurówki po wygranej batalii - Ale za to bardzo wygodne - zaśmiałam się wstając
Zgarnęłam z biurka aparat. Schodząc po schodach zapakowałam go w pokrowiec, po czym chwyciłam kilka jabłek, pierwszy lepszy kantar z uwiązem i torbę. Wpakowałam do niej powyrsze rzeczy po czym odłożyłam rzeczy na podłogę koło wieszaka na kurtki. Zdjęłam z niego czarnego softshell'a. Ubrałam się, zabrałam manatki i powolnym krokiem udałam się w kieruknu głównej bramy.

- Siamanko - powiedzaiłam otwierajac drzwi samochodu
- Hejka - przywitał się mężczyzna gdy wsiadałam do auta - Po co ci aparat? - zapytał ruszając w stronę miejsca zamieszkania właścicieli Ghost'a
- Na wypadek większej ilości zaniedbanych zwierząt... Chyba przydadzą się jakieś dowody w postaci zdjęć - wzruszyłam ramionami zapinając pas
- W sumie to masz rację - Kelvin uśmiechnął sie - Interesujesz się kryminalistyką? - powiedział najwyraźniej chcąc uniknąc niezręcznej ciszy, która zapewne zapanowałaby w samochodzie i utrzymałaby się aż do czasu, w którym znaleźlibyśmy się przy posadłości pijaków
- Zgadza się - odpowiedziałam w sumie zgodnie z prawdą, chłopak przecież nie musi od razu dowiadywać się, że będzie musiał się ze mną użerać również na komisariacie - W sumie można to te wywnioskować z ksiażek które czytam, a o których rozmawialiśmy wczoraj - zaśmiałam się
- Głupie pytanie
- Nie no... Wszystko lepsze od niezręcznej ciszy - powiedzaiłam - Ciekawe co zastaniemy na miejscu
- Nie mam zielonego pojęcia - mężczyzna wrzucił kierunkowskaz, po czym skręcił w jedną z mniej uczęszczanych dróg
- Mieszkają w lesie? - zapytałam
- Dokładniej to za lasem w małym gospodarstwie. Mężczyzna odziedziczył je po rodzicach, lecz wziął sobie żone alkocholiczkę i sam zaczął pić. Podobno było dużo skarg odnośnie podpaleń lasu właśnie przez te parkę - Kelvin zerknął na mnie
- Coś mi się obiło o uszy. Chyba tydzień temu ktoś oskarżył ich o podpalenie szopy czy coś - powiedziałam
- Yhm - przytaknął mężczyzna - No i  jesteśmy - oznajmił zatrzymując się przed niszczejącym kompleksem zabudowań gospodarczych
- Trochę do przeszukania mamy - powiedziałam odpinając pas i wysiadając z auta
- Myślałem, że gospodarstwo będzie... Mniejsze - chłopak nacisnął przycisk zamykając pojazd
- To od czego zaczynamy? - zapytałam rozglądając się dookoła

(zdjęcie w celu lepszego zobrazowania gospodarstwa)
Znalezione obrazy dla zapytania old farm

- Może stajnia? - zaproponował mój towarzysz
- No to stajnia - westchnęłam kierując się do budynku wyglądającego jakby zaraz mniał się przewrócić
Przekraczając próg budynku uderzył nas potworny zapach stęchlizny.
- Pachnie jakby coś tu zdechło - podsumował mężczyzna wchodząc do wnętrza
- Chciałabym powiedzieć, że się mylisz... Ale spójrz na to - kucnęłam przy ciele nieżyjącego już kucyka - Jak na moje oko nie żyje już gdzieś tydzień - powiedziałam przyglądając się zwłokom, po czym wyciągnęłam aparat i zaczęłam robić zdjęcia 
- Nie wygląda to za dobrze - mężczyzna kucnął koło mnie, po czym przez chwilę patrzyliśmy się na ciało zaniebadnego zwierzęcia - Czekaj... Czy ty właśnie oceniłaś wiek zwłok tylko na nie patrząc? - chłopak po analizie faktów spojrzał na mnie z wyraźnym zdziwieniem
- Yhm - przytaknęłam wstając i kierując się do wyjścia - Będziesz się ze mną musiał użerać jeszcze na komendzie - uśmiechnęłam wychodząc na świerze powietrze 
Zdziwienie malującie się na jego twarzy sprawiało, że chciało mi się śmiać, lecz chcąc zachować opinię normalniej starałam się powstrzymac nagły wybuch śmiechu.
- Znamy się ledwo dwa dni... Nie miałam obowiązku ci mówić - wzruszyłam ramionami przeglądając wykonane zdjęcia
- W sumie... Masz rację - chłopak podrapał się po karku - Ale szczerze mówiąc. Nie spodziewałbym się po tobie pracy w policji 
- Tak samo ja nie spodziewałam się tego po tobie. Czyli  jesteśmy kwita - uśmiechnęłam się patrząc na bruneta
Niezręczną ciszę, która zapadła po jakże nieprawdopodobnym fakcie z mojego życia, przerwał SMS.
- To tu jest zasięg... - mruknęłam wieszając aparat na szyji 
Wyciągnęłam telefon z kieszenii. Patrząc na ekran od razu miałam ochotę rzucić nim gdzieś o jakiś kamień lub coś innego. Westchnęłam i z wyraźnym wkurzeniem malującym się na mojej twarzy schowałam komórkę.
- Coś się stało? - zapytał Kelvin widząc moją nagłą zmianę nastroju
- Nic - wysiliłam się na najszczerszy uśmiech jaki tylko mogłam w tym czasie z siebie wydobyć, po czym dodałam - Musimy do końca przeszukać stajnie... Może będzie tam więcej koni... Widzieliśmy dopiero przedsionek 





Kelvin ^^?
He... Mam nadzieję, że opowiadanie wyszło jako tako ;-;. Za jakiekolwiek zgubione literki przepraszam, aczkolwiek moje palce u prawej ręki są R.I.P [*]

1428 słowa → 380$

21.02.2019

Od Kelvina CD Thejli

       Gdy pozostawiłem czystego wałacha w boksie i odstawiłem sprzęt na swoje miejsce, udałem się na miasto po kilka rzeczy, których wcześniej zapomniałem kupić. Wróciłem do, jak zwykle, pustego domu, rozpakowałem zakupy i wskoczyłem pod prysznic, aby później zając się przygotowaniem posiłku. Zawsze mogłem zjeść na mieście, lecz czułem zmęczenie po takim wysiłku, jakim było poranne bieganie, zaś później kilkugodzinna jazda w terenie. Przyznam, że aktywnie spędzony czas jest o wiele lepszy, niż siedzenie za biurkiem z laptopem i przeglądanie starych policyjnych artykułów. Z czasem musiałem przystąpić do spisania i uzupełnienia akt, które wczoraj wziąłem z pracy. W tle włączyłem jakiś film i przystąpiłem do wcześniej wspomnianej czynności.
Wieczór nadszedł szybciej, niż mogłem się spodziewać, a raz z tym przyszło zmęczenie i senność. Przygotowałem się do snu i wystarczyła chwila, bym zasnął w swoim łóżku, niczym małe dziecko.
       Z samego rana ruszyłem na komendę i odłożyłem wczoraj wypełnione akta, lecz za to miałem przygotowane prawie drugie tyle. Nie widząc żadnych poważnych zgłoszeń, do których mógłbym się udać, postanowiłem wypisać choć kilka akt, aby w domu mniej było do roboty. Nigdy nie przepadałem za papierkową robotą, lecz dzięki temu wypłata jest większa, choć na nią nie narzekam.
Koło godziny dziewiątej ruszyłem na patrol wraz z przypisanym mi parterem, a dokładnie Danielem, z którym jeździłem już wiele razy. Wystarczyło nam wyjechać tylko na miasto, a już wleciało kilka zgłoszeń zza miasta. Gdy koło drugiej sytuacja się uspokoiła, pojechaliśmy na jakiś fast food, a jednocześnie przerwę w pracy. Wskoczyliśmy do standardowego baru, gdzie zjedliśmy ciepły, choć nie zdrowy, posiłek i popiliśmy również ciepłym napojem. Chwilę odpoczęliśmy i po zapłaceniu, wyszliśmy na zewnątrz. Wtem patrolowy poinformował nas o awanturze w stajni, w której są osoby nietrzeźwe o agresywnym zachowaniu. Słysząc, że jest to stajnia, w której znajduję się Samael, wsiedliśmy do auta i od razu skierowaliśmy się w wyznaczonym kierunku. Dzięki szybciej reakcji i posiadaniu sygnału policyjnego, gdzie auto nie jest oznakowane, na miejscu byliśmy w kilka minut. Wjechałem na teren stadniny i widząc uszkodzone auto oraz przyczepę do niego podpiętego, wiedziałem, że gdzieś w tej okolicy jest awantura. Ze względu na obecne tutaj wierzchowce, wyłączyłem sygnał i podjechałem bliżej stajni, z której było słychać odgłosy kłótni. Upewniłem się co do broni w kaburze i wysiadłem z pojazdu. Wraz z parterem weszliśmy do środka i uspokoiliśmy awanturników podchodząc do całego zgrupowania oraz rozdzielając mężczyznę od agresywnej pary. Ukazaliśmy swoje legitymację i odpowiednio się przedstawiliśmy, po czym wysłuchaliśmy obu stron. Okazało się, że ogier został znaleziony przez tutejszych i pracownicy postanowili się nim zaopiekować, a w międzyczasie rozesłali ogłoszenia. Pijani oskarżyli ich o kradzież wierzchowca i chcieli wnieść takowe zawiadomienie, lecz gdzie taka dobra stadnina by coś takiego uczyniła. Z resztą koń był mocno wychudzony i zaniedbany, pojazd, którym przyjechała para był zniszczony, zaś oni sami pijani w sztok. Sprawa była jasna - zatrzymać pijanych agresorów. Skutych w kajdanki przekazaliśmy do radiowozu, który wcześniej został wezwany.  Daniel wsiadł do naszego auta aby spisać protokół, zaś ja wróciłem do stajni, w której była Thejla wraz z właścicielką stadniny oraz weterynarz, który zapobiegł rozwojowi akcji.
- Czy Ghost będzie musiał do nich wrócić? - spytała brunetka i zerknęła na srokatego wierzchowca.
- Jest to ich zwierzę, lecz przez zaniedbanie, zostanie im on odebrany - odpowiedziałem - I jeśli nie będzie to problem, zapiszę waszą stadninę jako jego nowy dom - dodałem lekko się uśmiechając.
- Żaden problem Panie Martinez - rzekła Pani Camanera i odwzajemniła gest.
- W takim razie dziękuję za współpracę - zerknąłem na Thejle, której oczy aż błyskały z radości i chyba przez co trudno było jej coś z siebie wydusić - Do zobaczenia wieczorem - dodałem udając się w stronę wyjścia.
Gdy minąłem próg stajni, obok mnie znalazła się Thejla, która najwidoczniej miała jeszcze jakąś sprawę do mnie.
- Naprawdę on tutaj zostanie? - dopytała - I.. nie spodziewałam się Ciebie dzwoniąc po policję - dodała z krótkim śmiechem.
- Jeśli nie będzie problemu, to tak - zerknąłem na brunetkę - Sprawdzę jeszcze ich adres zamieszkania i po czwartej podjadę do ich domu. Wolę sprawdzić, czy nie mają więcej takich zwierząt. I tak, pracuję w policji, jak widać. Dokładnie wydział kryminalny - wyjaśniłem kierując się do auta - W sumie jeśli masz czas po czwartej, to będziesz mogła ze mną tam podjechać. Nigdy nie wiadomo, co się zastanie na miejscu - zaproponowałem spokojnie i zerknąłem na ciemnowłosą kobietę.

Thejla? 
Może na wspólny "patrol"?  ( ͡° ͜ʖ ͡°)



701 słów = 140$

19.02.2019

Od Thejli cd. Kelvina

- Przyznam, że szło Ci świetnie - powiedział chłopak, kiedy postanowiłam podjechać do niego po skończeniu treningu - Chyba będzie trzeba częściej tutaj przyjeżdżać - dodał głaszcząc swojego wierzchowca
- Mówiąc szczerze, wam też bardzo dobrze poszło. Nie widać po was przerwy w trochę bardziej wymagających treningach - powiedziałam zatrzymując kasztanka - A przyjeżdżać możesz kiedy tylko zechcesz. Mnie możesz znaleźć wszędzie. Chyba, że akurat będę chora - dodałam śmiejąc się
- Stały bywalec jak widzę - chłopak ruszył stępem
- A żebyś wiedział. Taki już los trenera - poklepałam Viavai'a po szyji

Po rozstępowaniu koni poszliśmy do stajni. Na całe szczęście śnieg padał tylko podczas naszego treningu, a teraz zza chmur wyszło piękne słońce. Jak na zimę to była dość dziwna sytuacja. Zwykle zawsze zasypywało nas śniegiem i nic nie dało się robić.
- To teraz rozsiodłać i na pastwisko - powiedziałam patrząc na wałacha
- Nie przeziębi się? - zapytał Kelvin przyglądając się jak zwykle, bardzo spoconemu folblutowi
- Da się pod solarkę i wyschnie - powiedziałam - On tak zawsze - uprzedziłam pytanie mojego treningowego towarzysza
Faktem jest, że Viavai bardzo się pocił nawet jak nie skakaliśmy jakiś trudnych i wymagających parkurów. Tak ma i kompletnie nie wiem jak sobie z tym poradzić.

Weszliśmy do stajni po czym każde z nas udało się zaprowadzić swojego konia do odpowiedniego boksu. Później miałam zamiar skoczyć zobaczyć co tam u Ghost'a. Zapewne nikt się jeszcze po niego nie zgłosił. W sumie to co ja sobie myślę? Przecież w przeciągu paru godzin na pewno nikt jeszcze nawet nie zauważył ogłoszenia. Wpuściłam kasztanka do boksu po czym zabrałam się za ściąganie sprzętu. Po rozsiodłaniu wałacha udałam się odnieść sprzęt do stajni. Rozwaliłam go na podłogę i po kolei każdą rzecz odwieszałam na swoje miejsce. Czaprak położyłam tak, że strona która styka się z ciałem konia była od wierzchu w celu wysuszenia go, bo jak zwykle był przepocony w miejscu gdzie znajduje sie siodło. Gdy już uporządkowałam sprzęt skierowałam się do drzwi i wyszłam na korytarz stajni. 

- Kurde... - popatrzyłam na zegarek
Było już trochę po 13, więc nie miałam za dużo czasu żeby skoczyć do księgarni po jakieś książki przed planowanym treningiem z Bigotką. 
- Co jest? - Conor, który wcześniej zajęty był piciem herbaty na kanapie w salonie, popatrzył na mnie pytająco 
- Chciałam pojechać do księgarni, ale już torche późno - westchnełam wkładając kubek do zmywarki 
- Przecież jest dopiero dziesięć po... 
- Mam trening o trzynastej pięćdziesiąt. No nic. Najwyżej jutro pojadę, ale nie wiem jak wytrzymam bez jakiejś książki do snu - zaśmiałam się  
- Dużo czytasz? - zainteresował się chłopak 
- Jak tylko znajdę czas. Nie jestem jakimś molem książkowym, ale dobry kryminał zawsze spoko - popatrzyłam na niego 
Przez dość krótki czas zdążyliśmy chyba omówić wszystkie książki jakie przeczytaliśmy oraz wymienić się poglądami jeśli okazało się, że przeczytaliśmy te same tytuły. Gdzieś koło wpół do drugiej nasze drogi się rozeszły. Pożegnaliśmy się i każde z nas poszło do swoich spraw.


«Następnego dnia cx»

- Właściciele Ghost'a mają się dziś zgłosić - oznajmiła mama wbijając do mojego pokoju
- Spoko. O której? - zapytałam patrząc na nią z nad ekranu laptopa
- Gdzieś koło piętnastej
- Yhm.... Pójdę sprawdzić czy jest czysty i w razie czego go ogarnę - położyłam rękę na obramowaniu ekranu laptopa po czym go zamknęłam
Mama wyszła z pokoju, a ja zabrałam się za ogarnianie życia czyli w sumie szukanie bryczesów i kurtki do stajni.

 - Witaj trupie - powiedziałam otwierając drzwi boksu
Srokacz popatrzył na mnie i lekko zastrzygł uszami.
- Jak widzę siano ci już przynieśli - popatrzyłam na stertę suchej trawy koło jednej ze ścian boksu
Ogier wyglądał na czystego. Najwyraźniej nie postanowił się tarzać przez noc, przez co oszczędził mi czyszczenia.
Zbliżała się piętnasta gdy na parking podjechał czarny dość podniszczony jeep z tak samo mnie nową przyczepą do przewozu koni. W sumie to nawet nie podjechał tylko zatoczył się wykonując przy tym dziwne manewry.
- Nie podoba mi się to - powiedziałam kierując mój wzrok na mamę
- Nie tylko tobie
Bacznie przyglądaliśmy się ludziom wysiadającym z samochodu. Po analizie ich zachowania mogłam wnioskować, że nie byli oni trzeźwi co potwierdziło się gdy znajdowali się parę metrów od nas. Już wtedy było od nich czuć alkohol.
- Dzień dobry - przywitał się mężczyzna próbować udawać, że wcale nic nie wlał za kołnierz
- Dzień dobry - odpowiedziałyśmy
- Gdzie macie naszego.... No.... Konia... - kobieta chwiejnym krokiem podeszła do swojego jak mniemam męża
- Zaraz po niego pójdę - powiedziałam
- Dawajcie nam naszą szkapę - mężczyzna z niewyjasniewyja przyczyn podniósł głos
Dla uniknięcia awantury, która zaraz miała się rozpocząć udałam się do stajni. Po drodze słyszałam tylko podniesiony głos właścicieli Ghost'a i moją mamę która bezskutecznie próbowała ich uspokoić.

- Oni są zbyt pijani... - powiedziała wchodząc do stajni
- I co teraz? - zapytałam głaszcząc srokacza
- Tobias wezwał policję i powinni zrobić z nimi porządek. Jak narazie to on przejął, jak można to tak nazwać, negocjacje - oparła sie o ściankę
- Szjet... Chyba twój plan odnośnie zatrzymania ich Tobiasem nie wypalił - powiedziałam gdy wdarli na korytarz stajni


Kelvin? 
Sorry pomysłu kompletnie nie miałam jak to opisać '-'

794 słowa → 140$

17.02.2019

Od Riley cd. Conor'a

- Od kiedy masz Theze? - zadałam pytanie, tym samym przerywając nieco niezręczną ciszę, która od pewnego czasu kłębiła się w powietrzu.
Po niedługiej chwili brunet odwrócił wzrok w mą stronę, zamykając za sobą mosiężne drzwi boksu - Od kiedy skończył rok i sześć miesięcy.
- Czyli dość długo jak mniemam.
- Yhm... - lekko kiwnął głową, po czym dorzucił - A Zero? Od kiedy należy do ciebie?
No tak, poruszając ten temat powinnam była przewidzieć, iż Conor prędzej czy później odbije piłeczkę, zadając mi dokładnie to samo pytanie, na które prawdę mówiąc nie miałam ochoty odpowiadać, jednak zważywszy na to, że byliśmy teraz sami i wycofanie się w takowej sytuacji nie byłoby zdecydowanie w dobrym tonie, westchnąwszy cicho założyłam ręce za głowę, czując pstrykające w kręgosłupie kości. Tak, zdecydowanie za dużo czasu spędzam w siodle.
- W sumie... Nie myślałam o tym ile ją mam. Najważniejsze, że w ogóle ją mam. - odparłam w zasadzie chcąc jeszcze jakoś rozwinąć to zdanie, ale że Conor nie wyglądał jakby miał zamiar zadawać mi więcej pytań, postanowiłam pozostawić tę rozmowę na inną okazję, aby dopiero gdy znajdziemy się w siodlarni, zapytać - Jakieś plany na jutro?
- Na poranek to nie... Później jadę z Tobiasem po nowe konie. - podrapał się po głowie z lekka zakłopotany - W sumie... Chciałabyś się zabrać z nami?
Popatrzyłam na mężczyznę odrobinę zaskoczona.
- A nie będę wam przeszkadzać...? - upewniłam się, podając ciemnowłosemu chwilę temu przygotowaną kawę.
Brunet pokręcił przecząco głową z rozbawionym uśmiechem - Pewnie, że nie! Tylko postaraj się być gotowa przed dwunastą.
- Okay, poinformuję tylko Lizzie, że nie będzie mnie rano - posłałam chłopakowi promienny uśmiech, dopijając napój - Um... A gdzie właściwie jedziemy?
- Hill Town, spory kawałek drogi stąd. Mamy do odebrania nowe konie do stadniny. - wyjaśnił mężczyzna.
Nowe konie? No to zapowiada się ciekawie, z pewnością będzie to miła odskocznia od szarej codzienności związanej z pracą w schronisku.
- Ym, nie żeby coś, ale kawa o tej porze... - zmienił nagle temat, świadomie lub nie podśmiewając się pod nosem.
- Ej! Na kawę zawsze jest dobra pora! - roześmiałam się odstawiwszy pusty już kubek do zmywarki - Gdzie mam na ciebie czekać?
- Możesz przyjść na halę lub poczekać przy stajni. Jutrzejsze zajęcia co prawda mam w większości odwołane, ale treningu z Wariatem sobie nie odpuścimy, zresztą, rano jeszcze ma się zjawić dziewczyna od Dance Macabre...
- Cóż, wobec tego do zobaczenia jutro - pożegnałam się i opuściłam budynek.

Conor?
Przepraszam, że tak krótko :<

383 słowa → 60$

14.02.2019

Od Kelvina CD Thejli

Przyznam, że jak na początek, przyjemnie rozmawiało mi się z ciemnowłosą. Nie odczuwałem czasu, a minęły chyba z godziny. Przekroczyliśmy akurat próg stajni, zaś pogoda całkiem się pogorszyła. Zerwał się lekki wiatr, co uniemożliwiło wybranie się na dłuższą przejażdżkę. W pewnym momencie Thejla zaproponowała hale, która była niedaleko, jak nie obok, a tam mnie jeszcze ani razu nie było. Może dla tego, że nie mam z kim tam przebywać.
- Czemu nie - zerknąłem na kobietę, która zatrzymała się wraz ze swoim wierzchowcem.
Dopiąłem to, co przed chwilą odpiąłem i dołączyłem do brunetki, z którą wkroczyłem do wcześniej wspomnianej hali. Wskoczyliśmy na nasze konie i pozwoliliśmy zapoznać im się z umieszczonymi tutaj przeszkodami. Nie było ich dużo, lecz wystarczająco, aby poćwiczyć i zmęczyć kopytne, by te nie wariowały w boksie.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio korzystałem z przeszkód - rzuciłem obserwując zadbane stacjonaty.
- Teraz masz okazję - odparła spokojnie brunetka, po czym omówiła optymalną kolejność skoków, aby przetestować każdą z przeszkód i jednocześnie nie wpaść na siebie.
Poprawiłem swój dosiad w siodle i przygotowałem się na trening. Nakierowałem wałacha na pierwszą z przeszkód, wyrównałem jego kroki, po czym wykonał bezbłędny skok. Może nie było po nim tego widać, ale cieszył się z wykonywania tej czynności. Samael zaczął sam kierować się na kolejne przeszkody i każdą z nich pokonywał z gracją oraz dumą, zaś na koniec głośno zarżał. Poklepałem go po czyi i zerknąłem na Thejle, która miała za sobą już połowę przeszkód. Obserwowałem ją przez krótszą chwilę i było to po niej widać, że umie skakać i również lubi to robić. Zaś Sam domagał się kolejnej rundy, co oczywiście musiałem wykonać, lecz dla mnie też była to jakaś nowość w życiu lub też oderwanie się od problemów. Gdy byłem po raz drugi przy ostatniej przeszkodzie, zauważyłem jakąś kobietę, która właśnie weszła na halę. Nie wyglądała na pracownicę czy jeźdźca, lecz gdy bardziej się jej przyjrzałem, okazała się być to dobra znajoma z policji, tylko co tutaj robi? Skierowałem Sama w jej kierunku i przywitałem się z blondynką.
- Co tutaj robisz? - spytałem przyjaźnie.
- Nie pamiętasz, co ostatnio zgubiłeś? - zaśmiała się i wyjęła z torebki moją nową legitymację policyjną.
- No tak - odwzajemniłem gest i odebrałem własność - A co z radiem?
- Jutro będzie już w Twoim biurze - odpowiedziała.
- Dzięki wielkie - schowałem legitymację do kurtki.
- Nie ma za co. W sumie tylko to chciałam przekazać.. do jutra - zerknęła na Samaela, którego pogłaskała po pysku, po czym wyszła z hali.
- Cześć - rzuciłem nim zdążyła całkiem zniknąć i wróciłem wzrokiem na Thejle, która właśnie zmierzała w moim kierunku - Przyznam, że szło Ci świetnie - skierowałem słowa do brunetki i lekko się uśmiechnąłem - Chyba będzie trzeba częściej tutaj przyjeżdżać - dodałem gładząc wałacha po szyi.

Thejla? ^^
Wybacz, że tak długo czekałaś na odpis.

441 słów = 80 $

9.02.2019

Od Conor'a

*Cofnijmy się dwa tygodnie wstecz, ponieważ autorce się nudzi i chce coś pisać*

Otworzyłem drzwi biura i skierowałem się do saloniku. Wszedłem do pomieszczenia zamykając za sobą drewniany twór.
- Jeszcze jedna jazda i koniec - opadłem na kanapę patrząc na Thejle siedzącą naprzeciwko mnie, która zmierzyła mnie wzrokiem pijąc herbatę
- No wiesz... Mam za sobą jazdy na czterech koniach, to nie wiem kto tu ma gorzej - powiedziała odstawiając kubek na ławę
- Dobra... Nie będę się kłócić - powiedziałem sprawdzając grafik
- Masz jakieś plany na potem? - zapytała
- Raczej nie. A co?
- Nie chce mi się samej trenować i myślałam, że będziesz chciał pojeździć ze mną - powiedziała dopijając napój, a potem idąc umyć kubek - Tobias obiecał pomóc przy preszkodach, a coś zaczął, że mu miałeś tatuaż projektować
- Dobra... Wezmę Theze i pójdziemy na halę. Próbowałem na placyku prowadzić jazdę, ale nie polecam - włożyłem telefon do kieszeni - A odnoście Tobiasa... To prawda. W sumie to jutro mu miałem przynieść gotowy projekt
- Wiem... Próbowałam coś pojeździć z Jockerem na parkurze bliżej stajni szkółkowej, ale jak mówisz... Nie da się nic zrobić - dziewczyna odłożyła czarny przedmiot na suszarkę
- Za pół godziny mam jazdę... Więc spadam jak narazie - powiedziałem zmierzając ku wyjściu
- Poczekaj. Wezmę Jinx na chwilę stępa. O ile nie będzie ci to przeszkadzać - dziewczyna wyszła za mną z saloniku
- Spoko. I tak to tylko lonża jest, więc spokojnie możesz nawet sobie coś z westa przypomnieć - powiedziałem zmierzając do stajni
- A gdzieżby... Chce ją na oklep wsiąść - zaśmiała się, zapinając kurtkę
- Życie ci nie miłe - też się zaśmiałem patrząc na dziewczynę
- Jak mam zginąć to na koniu - otarła łzy z oczu, które mapłynęły jej przez mocniejszy podmuch wiatru
- A kto ci zabroni
- Nikt - uśmiechnęła się

Zabrałem sprzęt Amora z siodlarni po czym skierowałem się do stajni. Thejla już powoli wychodziła z budynku, bo jak wspominała wcześniej, zabrała Jinx na oklep, więc musiała ją tylko wyczyścić i założyć Sidepull, na którym od jakiegoś czasu chodziła gniadoszka. Podeszłem do boksu wałacha, wszedłem do środka i zacząłem go siodłać. Nie wymagałem od młodszych jeźdźców przyjeżdżania wcześniej żeby przygotować sobie konia, ale dziewczyna która dziś miała trening jeździła już na tyle długo, że mogłaby w końcu nauczyć się robić cokolwiek przy koniu. Osobiście wkurzają mnie ludzie którzy skaczą, a dalej przyjeżdżają na gotowego wierzchowca. Westchnąłem i dopiąłem popręg, po czym poszedłem znów do siodlarni po lonże, bo jak zwykle zapomniałem jej wcześniej zabrać. Po powrocie sprawdziłem czy nachrapnik i pasek potyliczny są dobrze zapięte, po czym chwyciłem wodze wałacha i udałem się na halę. Po drodze spotkałem rodziców dziewczyny, z którą miałem teraz jazdę.
- Dzień dobry - przywitałem się zatrzymując się na chwilkę, żeby podac rękę ojcu brunetki
- Dzień dobry - odpowiedzieli mniej więcej w tym samym momemcie
- Klara już na hali? - zapytałem ruszając z miejsca w kierunku wcześniej wspomnianego budynku
- Oczywiście. My tylko poszliśmy po bat, bo jak zwykle zapomniała go zabrać z auta - kobieta podniosła lekko palcat trzymany w ręce
- Yhm... Proponowałbym żeby córka przyjeżdżała troszeczkę wcześniej. Mógłbym ją wtedy nauczyć czyścić i siodłać konia - powiedziałem odciągając wałacha od jednego ze stajennych psów, które miały w zwyczaju biegać gdzie popadnie, lecz zawsze wracały na noc do zwoich bud
- Zapytamy jej. Na pewno będzie chciała nauczyć się nowych rzeczy. Tym bardziej, że jeździ już dość długo - powiedział mężczyzna
- To dobrze - powiedziałem otwierając furtkę prowadzącą do wnętrza hali
Dziewczyna siedziała na trybunach przyglądając sie jak Thejla wykonuje ósemkę w kłusie na całej szerokości hali.
- No nareszcie... Już myślałam, że nie przyjdziesz - powiedziała brunetka zwalniając do stępa
- Aż tak długo mi siodłanie zeszło? - zaśmiałem się
- Na pewno dłużej niż mi - dziewczyna zatrzymała się żeby przytrzymać Amora kiedy podciągałem mu popręg
- Dzięki - powiedziałem odbierając od dziewczyny wodze
- Spoko - Thejla odjechała na drugą część hali gdzie gdzieniegdzie postawione były niskie przeszkody
- Możesz już wsiadać - powiedziałem do Klary, która niepewnie weszła za bande
Dziewczyna sprawnie wpakowała się na Amora po czym dałem koniowi sygnał do ruszenia stępem. W tym samym czasie Thejla odpaliła galop i trzymając się pierwszego śladu (czyt. bliżej bandy) jeździła po całej hali. Usunąłem się z lonżą bardziej na środek żeby jej nie przeszkadzać.

- Dobrze... teraz spróbujemy zakłusować bez strzemion, ok?
- Ok - powiedziała dziewczynka uśmiechając się
Klara sama przeszła do kłusa po czym zrobiła parę kółek w kłusie ćwiczebnym. Później kazałem jej anglezować bez strzemion. Gdy poprawnie wykonała ćwiczenie dałem jej przejść na chwilę do stępa.
- Może spróbujesz dziś pojeździć chwilę bez lonży? - zaproponowałem
- Czemu nie - powiedziała zatrzymując Amora
Podszedłem do niej i odpiąłem karabińczyki od kółek wędzidła.
- Teraz spróbuj jechać po okręgu tak jakbyś jechała na lonży, tylko bez niej - zwinąłem szurek po czym poszedłem go odłożyć na schodki żeby nie przeszkadzał
Thejla i Jinx pokonywały przeszkody po drugiej stronie hali. Jak na konia westernowego klacz nieźle radziła sobie z niskimi krzyżakami.
- Dobrze ci idzie - powiedziałem kiedy Klara próbowała robić ósemkę i nawet nieźle jej to szło
- Staram się - dziewczyna wjechała na ścianę

Jazda trwała jeszcze 10 minut, po tym czasie pożegnałem się z dziewczyną i jej rodzicami. Odprowadziłem Amora, rozsiodłałem i wróciłem na halę gdzie Thejla dalej męczyła skoki.
- Mógłbyś trochę podwyższyć przeszkody? - zapytała przechodząc do kłusa
- Mógłbym - powiedziałem podchodząc do pierwszego stojaka - O ile?
- Jedną dziórkę... A niektóre możesz zmienić na oksery - dziewczyna jechała w rzuciu z ręki po całej długiej ścianie, po czym przeszła do stępa
- Może być? - zapytałem kończąc podnosić przeszkody
- Jasne. Dzięki - powiedziała dając klaczy sygnał do zagalopowania ze stępa
Skierowałem się na środek hali skąd obserwowałem poczynania starszej koleżanki i jej byłego konia. Thejla bardzo dobrze radziła sobie z tą energiczną gniadoszką. Na przeszkody najeżdżała prosto i dając jasne sygnały. Jinx skakała z dość dużym zapasem przez co niski krzyżak na 40cm pokonywała conajmniej jak 90. Dziewczyna skierowała klacz na szereg skok-wyskok. Jin wybiła się trochę za wcześnie, lecz brunetka była na to przygotowana i specjalnie oddała jej więcej ręki. Z drugim członem szeregu poszło już dużo łatwiej. Klacz wybła się po jednym fule galopu pomiędzu przeszkodami. Później skręciła na niewysoki okser. Najazd był dość krótki, przez co klacz nie wyrobiła i wybiła się za późno. Thejla przegalopowała jeszcze kółko, po czym przeszła do kłusa.
- Starczy - powiedziała klepiąc klacz po szyji - Dobrze sie spisałaś
- Jak na konia westernowego to nieźle jej szło - popatrzyłem na dziewczynę zmieniającą akurak kierunek
- Sama się dziwie. Na to wychodzi, że mamy ukryty talent skokowy... I do tego jest bardzo wygodna na oklep - dziewczyna uśmiechnęła się - Będziesz miał kogo brać jak się komuś bez siodła zachce jeździć
- No w sumie - podrapałem się po głowie
Faktycznie... W naszej stajni brakuje koni na których możnaby było na spokojnie pojeździć na oklep. A Jinx rzadko jeździła, bo mieliśmy mało ludzi chcących spróbować westu, więc jazdy na oklep będą dobrym rozwiązaniem w celu rozruszania klaczy.

- W sumie... Moglibyśmy pojechać w teren.. Śniegu prawie nie ma ma, więc będziemy mogli coś poskakać na naszym naturalnym parkurze - zaporoponowałem kiedy wraz z Thejlą wychodziliśmy ze stajni szkołkowej, po tym jak odstawiliśmy tam Jinx
- Dobry pomysł - przyznała dziewczyna - Najwyżej pożycze Tobiasowi Belle, o ile będzie chciał jechać
Skierowaliśmy się do salonkiu gdzie miał na nas czekać blondyn.
- Hejka - przywitała się Thejla wchodząc do pomieszczenia, ja oczywiście zrobiłem to samo
- Witam, witam - powiedział Tobias - Trochę się spóźniliście
- Trening z Jinx się przedłużył - dziewczyna podeszła do blatu kuchennego, po czym wzięła kubek i nalała sobie wody
- Propozycja jest - powiedziałem siadając na kanapie
- Jaka? - chłopak popatrzył się na mnie podejrzliwie
- Żebyśmy w teren jechali - powiedziała brunetka siadając koło nas - Jak chcesz to ci Belle udostępnie - zaproponowała
- To na co czekamy? - Tobias wstał i skierował się do drzwi
- Takiej odpowiedzi oczekiwaliśmy - ruszyłem za chłopakiem

- To gdzie jedziemy? - zapytałem wsiadając na siwego
- Na parkur - Thejla podciągnęła popręg Viavai'a i również wpakowała się na grzbiet konia
- Popieram - Tobias podjechał do nas na Belli
- Śmiesznie na niej wyglądasz - powiedziała dziewczyna podśmiechując się pod nosem
- Viavai'a byś mi nie dała - blondyn popatrzył na nią
- A i owszem, że nie dałabym
Ruszyliśmy w kierunku lasu. Słońce świeciło nad naszymi głowami, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Jak patrzyłem na termometr w stajni, zanim z niej wyszedłem, był jeden stopień w plusie. Taka ładna pogoda nie zdażała się zbyt często o tej porze roku. Biorąc jednak pod uwagę globalne ocieplenie byłem skłonny uwieżyć, że takie dni jak ten będa się teraz zdażać coraz częściej. Konie szły spokojnie i nie sprawiały jak narazie żadnych problemów. Wyjechaliśmy za bramę i od razu skręciliśmy w boczną ścierzkę ruszając żywszym stępem. Ciekawe kto jeszcze jest aż tak walnięty i jedzie w taką pogodę w teren. Zapewne znaleźliby się tacy co by pojechali z nami, lecz jak narazie woleliśmy jeździć naszą paczką. Przy starej sośnie przeszliśmy do kłusa. Antitheze rwał się do przodu, więc poszedł jako czołowy. Reszta jechała za mną lub, jak ścieżka była szersza to obok mnie.
- W lewo, będzie szybciej - powiedziała Thejla
- Sie robi szefowo - zaśmiałem się skręcając w ścieżkę znajdującą się po naszej lewej
Szlak był nieuczęszczany przez co leżała na nim cienka warstwa śniegu. Theze oraz Klusek co jakiś czas ślizgali się po nim, więc postanowiliśmy przejść do stępa. Przemierzaliśmy las, co jakiś czas ruszając kłusam na mniej śliskich odcinkach szlaków.
- Tutaj chyba już możemy galopować - powiedziałem przyglądając się podłożu na jednym z nieużytków rolnych na obrzeżach lasu i wstrzymując konia
- Zaiste dobry pomysł - Thejla zatrzymała się koło mnie
- Z tego co widzę to jednak wybraliście dłuższą drogę - Tobias podjechał do nas
- I tak nic do roboty nie mamy, więc co nam zaszkodzi dłuższy teren - dziewczyna wzruszyła ramionami po czym ruszyła dzikim galopem - Kto ostatni, rozsiodłuje wszystkie konie - krzyknęła coraz bardziej się od nas oddalając
- To nie fair... Ona ma byłego wyścigowca - powiedziałem dając sygnał Theze do galopu
Za mną ruszył Tobias. W niedługim czasie wyścig trwał tylko między mną, a nim, bo Thejli nie mieliśmy nawet po co gonić. Zimnie powietrze sprawiało, że z moich oczy mimowolnie zaczęły płynąć łzy. Mimo to przyłożyłem łydke do boku siwego żeby dać mu znak, że ma biec trochę szybciej. Theze i Bella szły łeb w łeb, czego nie można było powiedzieć o Viavai'u, który czekał na nas już na końcu pola. Parę metrów przed kasztanem zwolniliśmy do galopu i podjechaliśmy do dziewczyny w trm samym momencie.
- Czyli musicie się podzielić rozsiodływaniem Kluchy - zaśmiała się patrząc na nas
- Śmieszne - powiedziałem
- Nie no... Żartuje. Jedziemy dalej - dziewczyna zwróciła konia w przeciwną strone i ruszyła kłusem
Wzruszyliśmy z Tobiasem ramoinami i skierowaliśmy się w stronę, w którą pojechała panna Camanera. Postać na kasztanowatym wałachu prowadziła nas przez mało znane części lasu. Znała go jak własną kieszeń. W sumie ja też powinienem, bo w końcu jeżdżę tutaj prawie tyle co ona, czyli od kąd pamiętam. Z krętych ścieżek wyjechaliśmy znów na wolną przestrzeń. Rzuciliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia i ruszyliśmy dzikim galopem. Co jakiś czas zwalniając zważając na znajdujące się na polu kałuże. Thejla skierowała kasztana w stronę małego, nie szerokiego strumyka płynącego koło pola. Koń pokonał go zgrabnym skokiem. Popędziłem Theze, który bez trudu pokonał strumyk. Tobias na Belli też nie ucierpieli poprzez obraną przez Thejlę trasę.
- Następnym razem ostrzegaj jak będziesz chciała skakać przez wodę - powiedziałem doganiając ją
- Dobra. Teraz w prawo i będziemy kierować się na parkur - dziewczyna skręciła we wskazanym przez siebie kierunku
Faktycznie. Po paru metrach przed nami ukazała się polana ze zwalonymi pniakami drzew, które kilka lat temu leżały jeszcze w nieładzie, ale dzięki pomocy kilku pracowników oraz pana Camanera nasz leśny parkur nabrał kształtów. Oczywiscie co jakiś czas zmieniamy położenie niektórych przeszkód żeby nie było nudno, ale większość leży tak jak leżała kiedy je tu znaleźliśmy. Skierowałem Theze na szereg z powalonych pni sosny. Ogier wybił się idealnie, więc pokonanie przeszkody nie było dla niego problem. Na drugi pniak jechał już żywszym tempem przeskakując przez niego bardzo ładnie się składając w locie. Thejla i Viavai skierowali się na drugą stronę naszego skokowego królestwa i bez problemu pokonywali leżące tam przeszkody. Natomiast Tobias na Ros, że też niezbyt ją jeszcze znał, wybrał te mniej wymagające. W sumie to jak na pierwszą jazdę na niej to nie szło mu aż tak źle. Lecz nadal nie zmieniało to faktu, że zaiste wyglądał na niej śmiesznie. Mimo, że BellaRosa jest dość wysokim koniem, to teraz nie wyglądała na swoje 171 centymetrów w kłębie. Zaśmiałem się w duszy i ruszyłem w stronę kolejnego powalonego pniaka, skrzyżowaniego z innym, tak żeby tworzyły prowizorycznego krzyżaka. Theze parsknął po czym wybił się i przeleciał nad przeszkodą z tego co mogłem odczuć to z dość dużym zapasem.

Po około godzinie skoków podjechaliśmy wszyscy na środek polany.
- To co? Do stajni czy jeszcze gdzieś jedziemy? - zapytał Tobias
- Mi to obojętne - powiedziała Thejla - Odbiegając od pytania. Jak ci się jeździ na Bell? - popatrzyła na blondyna
- Mówiąc szczerze, to nawet nieźle. Na pewno lepiej niż na naszych szkółkowych - Tobias poklepał klacz po szyji - Muszę się chyba zacząć rozglądać za jakimś koniem dla siebie
- Nie martw się. Pomożemy ci przy wyborze - zaśmiałem się
- Taaaak. Twoje pomoc będzie w tej kwestii na pewno bardzo potrzebna - chłopak popatrzył na mnie
- A żebyś wiedział - powiedziałem
- Nie no. Poprzeglądam jakieś ogłoszenia na necie, a jak nic nie znajdę, to pojedziemy na targi
- Jak dla mnie spoko - brunetka poprawiła się w siodle - To co? Do Horse Heaven?
- Yup - przytaknąłem, po czym ruszyliśmy w stronę stadniny


Opo do nikogo. Po prostu mam wenę i musiałam coś napisać '-'. Proszę na nie nie zwracać uwagi.
To opowiadanie nie wpływa na prowadzone przez postacie wątki cx.

Jinx +10um (bo nie opisałam do końca treningu ;-;)
Viavai +20um
BellaRosa +20um
Antitheze +20um
Rozdziele później

2172 słowa → 620$

Od Thejli cd. Kelvina

Nasza rozmowa nawet się kleiła, co nie zdarzało się z większością nowych ludzi w SHH. Dla nich najczęściej jestem zbyt gadatliwa albo coś w ten deseń. Skierowaliśmy się na jedną z polan, którą można było skrócić drogę do stajni. Dróżka była zaśnieżona. W sumie jak większość tych które znajdują się w środku lasu. Mało ludzi z Horse Heaven jeździ w taką pogodę w tereny. Jeszcze nie przybyli do nas tacy wariaci, ale znajdują się i ci którzy codziennie wyjeżdżają na batalię ze śniegiem w zimowe dni.
- Czyli będzie można Ciebie spotkać na zawodach - uśmiechnąłam się
- Znaczy.. w to akurat wątpię. Za młodu brałem udział w zawodach, lecz teraz wolę być widzem niż uczestnikiem - powiedział mężczyzna popędzają konia do żywszego stępa - A jak to wygląda u Ciebie i Viavai'a? Ciekawie się prezentuje - zetknął na kasztanka
Mijaliśmy zagajnik, w którym pięć lat temu sądziliśmy małe sosny i tuje. Teraz drzewa były już dość wysokie, lecz niektóre zostały wycięte przez ludzi na święta... I zasadźsobie tu drzewo i i tak ci je wytną. Popatrzyłam na niebo. Z przemieszczeń chmur można było wywnioskować, że za około godzine zacznie nieźle sypać. Skrzywiłam się na samą myśl o śniegu, czego na całe szczęście nie zauważył mój rozmówca.
- Viavai'a wykupiłam jak miał trzy lata z wyścigów. W sumie to nawet dobrze mu szło, ale z powodu przeładowania stajni i tego, że zajmował tylko trzecie miejsca wystawili go na sprzedaż. Nie wątpię, że sprzedali go też dla tego, że po prostu chcieli zarobić. - pokierowałam konia w lewo, na co Kelvin podążył za nami - Na początku było dość ciężko, ale młody pokochał skoki i jakoś tak wyszło, że bardzo dobrze się dogadujemy - uśmiechnęłam się
- Czyli mamy byłego wyścigowca w stajni - zaśmiał się chłopak
- Zgadza się - poklepałam młodego
- Nie myślałaś żeby dać go jako konia rozpłodowego? - zagaił
- Gdy przyjechał to jeszcze był ogierem, ale sprawiał za dużo problemów, więc teraz mamy wałacha - skróciłam wodze wjeżdżając na zalodzony odcinek dróżki - Patrząc na jego rodowód to na źrebakach zbiłabym kokosy - zaśmiałam się
- Czyli jak mam rozumieć ma jakieś sławne konie w genach?
- Yhmmm... Jego pradziadek to Sekretariat - wzruszyłam ramionami - Ale najwyraźniej nie odziedziczył po nim zdolności wyścigowych... Za to jest niezłym skoczkiem
- Nieźle - przyznał chłopak
- Jak dla mnie najważniejsze jest, że go mam - uśmiechnęłam się
- Widać, że dobrze się dogadujecie - Kelvin popatrzył na mnie i na Viavai'a
- Dzięki. Wy też wyglądacie jakbyście byli zgraną parą - powiedziałam kierując się w stronę ścieżki prowadzącej na asfalt
- Zgadłaś - uśmiechnął się - Gdzie teraz? Wydaje mi się, że zaraz nas zasypie - chłopak popatrzył na chmury
- Jeszcze kilka metrów prosto, potem wyjedziemy na asfalt. Drogą prosto potem w lewo i jesteśmy przed główną bramą - uśmiechnęłam się - Z tego co można zaobserwować to padać zacznie gdzieś za czterdzieści pięć minut - rozejrzałam się po niebie.
Chmury przemieszczały się powoli, co było spowodowane brakiem wiatru. Wyjechaliśmy na prostą asfaltową drogę, rzadko uczęszczaną, lecz odśnieżoną. Stukot końskich kopyt roznosił się po okolicy. Co jakiś czas można było usłyszeć śpiew ptaków lub odgłos ich podrywania się do lotu. W pewnej chwili zerwał się wiatr. Nie był aż tak mocny, ale zwiastował coraz bliższe opady śniegu czego. Nie chciałam natrafić na śnieżyce, więc trochę przyspieszyłam.
- Znasz się na pogodzie? - zdziwił się Kelvin doganiając nas
- Tyle tu siedzę, że nasze warunki atmosferyczne nie są dla mnie obce. Ruszamy kłusem? Tą drogą nikt nie jeździ, a śniegu nie ma. Szybciej znajdziemy się w stajni - powiedziałam
- Czemu nie - stwierdził chłopak popedzając konia do kłusa
Dałam Viavai'owi sygnał do przejścia do wyższego chodu. Jechaliśmy chwilę w ciszy. Konie szły równo i żaden z nich nie rwał się do wyprzedzenia tego drugiego. Przejechaliśmy koło małych zabudowań oddalonych od reszty miasta. Nasze miasteczko było idealnym miejscem żeby wybudować dom na jakimś odludziu. Najczęściej jednak domu stawiane są wokół rynku, lecz takie jak te też można zobaczyć.
- Dzień dobry - przywitała się jedna z mieszkanek tego budynku, którą kojarzyłam z przejażdżek
- Dzień dobry - odpowiedziałam uśmiechając się, a Kelvin zrobił to samo
Odjechaliśmy kawałek.
- Wszyscy was tu kojarzą? - zapytał
- Tak. Ludzie mieszkający tutaj przywykli już do widoku koni. Można powiedzieć, że jesteśmy dumą miasta - powiedziałam - Aczkolwiek coraz więcej ludzi przyjeżdża i buduje się tutaj i jeszcze nie przyzwyczaili się do widoku jeźdźców na koniach
- Dla odwiedzających Sounthenville zapewne jesteście atrakcją
- Faktycznie w okresie wakacyjnym mamy o wiele więcej odwiedzających i to nie tylko z naszego miasteczka - powiedziałam kierując się w lewą stronę
- To będziemy mieć dużo pracy - zaśmiał się 
- A żebyś wiedział - uśmiechnęłam się przechodząc do stępa - Teraz już prosta droga do Horse Heaven - powiedziałam patrząc się w stronę oddalonej o kilka metrów bramy 

- Jak widzę mamy konie w tej samej stajni - powiedział Kelvin zsiadając z konia 
- Na to wychodzi - chwyciłam widzę Viavai'a i podeszłam do drzwi otwierając je - Może jeszcze pójdę z nim na halę - wpuściłam wałacha do boksu 
- Jeszcze będziesz go trenować? - zapytał chłopak zajmując się rozsiodływaniem swojego wierzchowca 
- No wiesz... W terenie dużo się nie najeździłam, a Viavai potrzebuje więcej ruchu bo potem będzie coś odwalać - przyglądałam się wałachowi
Nie był zmęczony, a wręcz wyglądał jakby nawet nie był w terenie nie licząc lekko zmoczonej sierści przez wszechobecny śnieg. Zastanowiłam się chiwle nad sensem treningu, ale jak nie wezmę go teraz to jutro będzie galopowanie po kółku i próby uspokojenia go. Poskaczemy dziewięcidziesiątki i może będzie dobrze. Patrzyłam na konia, który jakby tylko czekał na wyjście z nudnego boksu. Chwyciłam wodze i wyprowadziłam go ze stanowiska.
- Jakby co będę na hali - powiedziałam - No chyba, że chcesz iść ze mną żeby kontynuować rozmowę - zaśmiałam się kierując się do wyjścia 


Kelvin ^^? 
Mam nadzieję, że wyszło ok '-'

913 słów → 180$

8.02.2019

Od Kelvina CD Thejli

Rozmowa z brunetką zaczęła się dobrze, na co w sumie liczyłem. Znajomych, z którymi mógłbym na luzie porozmawiać, miałem kilkadziesiąt kilometrów stąd, a telefoniczna rozmowa to nie to samo, więc czas nazbierać dobre dusze w tej okolicy. Thejla była pierwszą, po za właścicielką stadniny, no ale nie będę tak ważnej osobie zawracać głowy swoją osobą. Jeszcze jej mąż o coś mnie pozwie czy coś, a tego zdecydowanie bym nie chciał. Wracając do rozmowy z towarzyszką, po zapytaniu jak długo przebywa w Horse Heaven, uzyskałem normalną odpowiedź, które mnie nie zdziwiła, a nawet jeszcze bardziej zainteresowała. Przez co pewnie zna całą okolice włącznie z miasteczkiem.
- A ciebie co sprowadza do naszego małego miasteczka? - spytała po swojej odpowiedzi, co z lekka mnie zamknęło, w sobie oczywiście.
Zacząłem szybką myśl odnośnie powodu, logicznego i dobrego powodu, który nie ujawni tego prawdziwego powodu. Nie chciałbym tak od razu mówić, że jestem po rozwodzie i dwie godziny drogi stąd mieszka moja była żona wraz z synem.. źle to brzmi.
- Przeprowadziłem się z rodzinnego rancza z Denver stanu Kolorado - odpowiedziałem po chwili, co w sumie było po części prawdą - Trochę daleko, lecz nie mam tam po co wracać - dodałem, co oczywiście źle zabrzmiało.
- Coś się tam stało? - spytała zerkając chwilę na moją osobę.
- Nie - lekko się zaśmiałem - Siostra wraz z mężem teraz tam urzędują - dodałem dla rozluźnienia atmosfery, choć z tym mężem było oczywiście kłamstwem. Emily i mąż? Nie bardzo.
- Ah rozumiem - uśmiechnęła się ciepło.
Czy okłamywanie dla własnego dobra było dobrym pomysłem? Nie wiem, ale coś czuję, że tak. Z reszta, jedno takie kłamstewko nie zaszkodzi, a z czasem się z tego wytłumaczę. O ile trafię na choć trochę wyrozumiałych ludzi. Sama rozmowa z brunetką ciągnęła się i ciągnęła, zaś ścieżka zaprowadziła nas do bardziej gęstszego lasu. Niedaleko znajdował się strumyk, który przez ruch wody, nadal płynął w kierunku ujścia. Cisza i spokój, tego brakowało przez ostatnie dni. Lecz co mogło to teraz zepsuć? Oczywiście pogoda, która niosła ze sobą śnieżycę.
- Chyba przydałoby się wracać - wskazałem na szare chmury śnieżne, które dość szybko kierowały się w naszą stronę.
- Racja - odparła brunetka i rozglądnęła się za ścieżką - Tędy będzie szybciej - dodała zerkając na moją osobę.
- Znasz te okolice lepiej, więc muszę Ci zaufać - krótko się zaśmiałem, co ciemnowłosa odwzajemniła i dorównałem jej kroku.
Samael zachowywał swój spokój, lecz czułem jego nadmiar energii, pomimo dość długiego spaceru. Gdybym teraz puścił wodze luzem, pognałby przed siebie tylko po to, by się zmęczyć. Z drugiej strony nie zrobiłby tego, ze względu na dobre wychowanie, przez co nie należy do niegrzecznych koni, a raczej takich, które lubią robić żarty swoim jeźdźcom.
- Długo masz Samaela? - spytała brunetka w drodze powrotnej do stajni.
- Od źrebaka. Miał być koniem do luźnej jazdy, lecz bardzo polubił przeszkody, więc szkoliłem go w tym kierunku - wyjaśniłem przypominając sobie te wzloty i upadki podczas treningów. Na samą myśl zabolały mnie wszystkie kręgi.
- Czyli będzie można Ciebie spotkać na zawodach - posłała miły uśmiech.
- Znaczy.. w to akurat wątpię. Za młodu brałem udział w zawodach, lecz teraz wolę być widzem niż uczestnikiem - powiedziałem z lekka przyspieszając - A jak to wygląda u Ciebie i Viavai'a? Ciekawie się prezentuje - przyznałem zerkając na wierzchowca, którego dosiadała ciemnowłosa.

Thejla? 
Jeśli są jakieś błędy odnośne koni, to wybacz. Nie posiadam ogromnej wiedzy odnośnie kopytnych.

525 słów = 100$

Zawody I - zapisy

Mamy piątek, a co za tym idzie, zaczynamy zapisy na zawody. 
W tym tygodniu, zgodnie z wynikami ankiety, zorganizowany zostanie rajd długodystansowy.

Informacje dla uczestników:
Rajd nie odbywa się w okolicy stadniny. Jest organizowany poza nią i uczestniczą w nim także zawodnicy spoza Horse Heaven. Jego trasa przebiega przez lasy i rozległe łąki. Rajd odbywa się na dystansie 75km i jest podzielony na kilka krótszych dystansów. Po przebyciu każdej części, koń jest badany przez weterynarza. Jeżeli badania nie wykażą żadnych problemów, zawodnicy mogą jechać dalej. Jeździec i koń mają jednak prawo do 30-minutowej przerwy. Zarówno ona, jak i badania, nie są wliczane w czas przejazdu. Zwycięzcą jest ten, kto w najkrótszym czasie pokona cały dystans.
Dyscyplina ta sprawdza wytrzymałość konia. Znaczenie ma jego prędkość oraz współpraca z jeźdźcem.

Punkty przydzielane są za:
- UM konia (wytrzymałość, prędkość, ujeżdżenie)
- długość opowiadania (+5 punktów na każde 100 słów)

Nagrody:
I miejsce - 800$
II miejsce - 500$
III miejsce - 300$

Proszę zgłaszać się na czacie 
lub w komentarzu pod tym postem!

ZAPISANI ZAWODNICY:
- Sheena na Morrigan
- Conor na Antitheze
- Thejla na BellaRosie

Od Thejli cd. Kelvina

Po terenie z Sheeną szybko ogarnęłam Bell i poszłam ze złapanym koniem na poszukiwanie mamy aka właścicielki stadniny. Ogier grzecznie szedł tuż przy moim boku. Zmieniłam mu prowizoryczny kantar na jeden z moich nowszych dzieł. Lubiłam pleść z paracordu i większość ludzi o tym wiedziała. Czasem bez okazji dawałam jakieś moje prace (czytaj ozdobne kantary itd.) moim znajomym koniarzom, tak po prostu bez okazji. Popatrzyłam na konia. Był spokojny i rozglądał się wokoło oglądając nowe otoczenie. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam konia po kłębie.

Podeszłam do stajni koni szkółkowych
- Mamo... - powiedziałam podchodząc do kobiety stającej akurat naprzeciw boksu Bigotki
- Witaj... - powiedziała odwracając się i spostrzegając konia... A raczej kościotrupa, który był koniem - Matko... Gdzie go znalazłaś? - zapytała przyglądając się srokaczowi
- Pojechałyśmy z Sheeną w teren i nagle on pojawił się na drodze. Nawet nie uciekał, więc złapałam go i postanowiłam przyprowadzić do Horse Heaven... Może komuś uciekł i ten ktoś go szuka? - powiedziałam głaszcząc wierzchowca, który zarżał cicho witając się z końmi stojącymi w stajni
- Wstaw go do boksu. Wyczyścimy go, damy mu jeść, zrobimy zdjęcia i damy ogłoszenie. Później najwyżej damy go Thomasowi do gabinetu. Może ktoś się zgłosi - kobieta otworzyła mi pierwszy lepszy boks po czym udała się po szczotki
Wprowadziłam konia i przywiązałam do kraty przy odgrodzeniu pomiędzy boksami. W tym czasie mama zdążyła już przyjść ze sprzętem do czyszczenia i zaczęłyśmy ogarniać naszego nowego lokatora. Najpierw zajęłyśmy się sklejkami, którymi pokryty był na całym ciele. Naprawdę nie wiem ile nam to zajęło, lecz po wyczyszczeniu połowy konia byłyśmy już zmęczone, a przed nami jeszcze o wiele więcej do roboty. Po usunięciu wszelkich brudów z ciała konia zajęłyśmy się grzywą i ogonem, które chyba dość długo nie widziały grzebienia ani nożyczek. Starałam się rozczesywać każdy kołtun znajdujący się w grzywie konia, lecz było to dość trudne i w końcu postanowiłyśmy mu ją podciąć. Po tej czynności koń miał grzywę mniej więcej do połowy szyji co i tak nie ułatwiło jej ogarniecia. Z ogonem zrobiłyśmy to samo. Po długich bataliach z wyczyszczeniem ogiera w końcu udało nam się i zabrałyśmy się za robienie mu zdjęć. Skoczyłam do domu po aparat, a w tym czasie mama wyprowadziła konia na zewnątrz gdzie postanowiłyśmy wykonać fotografie. 

- Ok... Tyle starczy - stwierdziłam przeglądając wykonane zdjęcia
- Wybiorę coś i dodam ogłoszenia gdzie tylko dam radę - powiedziała podchodząc do mnie i zerkając na aparat
- Zaprowadzę go do stajni - zaproponowałam podając mamie moją własność - Ty zajmij się szukaniem jego właścicieli. Może wezmę jeszcze Viavai'a w teren...
- Dobrze - kobieta wzięła ode mnie moja własność po czym skierowała się do domu - Do zobaczenia - rzuciła machając mi
- Hejka - powiedziałam odwzajemniając gest
- Musimy cie jakoś nazywać... - powiedziałam odwracając się do konia
Ten tylko popatrzył na mnie.
- Może Ghost? W końcu wyglądasz trochę jak taki koński trup i w ogóle - zaśmiałam się przeczesując mu grzywke
Koń parsknął i tracił mnie w ramię, na co wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem, tarmosząc uszy konia.
- Czyli będziesz Ghost - powiedziałam kierując się do stajni
Wpuściłam go do boksu po czym poszłam po siano i dałam mu je obok jednej ze ścian. Koń od razu zajął się jedzeniem. Był głodny... Bardzo. W sumie można było to nawet stwierdzić po jego wyglądzie. Postaram jeszcze chwilę patrząc jak ogier przeżuwa późne śniadanie po czym skierowałam się do jednego z pomieszczeń w celu wykonania specjalnej paszy... Nie zajęło mi to długo.
- Masz... - powiedziałam wsypując mieszankę do żłoba - Powinno ci posmakować - poklepałam go po boku - Chyba powinnam dać ci jakąś derkę... Jeszcze nam tu zamarzniesz
Udałam się do siodlarni. Mieliśmy nawet za dużo zimowych derek, więc nie zaszkodzi jak jedną dam Ghost'owi. Otworzyłam szafę na dodatkowy sprzęt i wyciągnęłam z niej czarny materiał.
- Powinna pasować - mruknęłam sama do siebie przyglądając się znalezisku
Obróciłam się i wyszłam z pomieszczenia. Podeszlam do bosku zajmowanego przez naszego nowego lokatora, po czym ostrożnie otworzyłam drzwi. Zarzuciłam derkę na grzbiet konia, zapinając ją na piersi oraz pod brzuchem wierzchowca.
- Teraz powinno ci być ciepłej. Jak narazie opuszczam cię... - powiedziałam na co koń parsknął na pożegnanie

- Witaj kasztanku - powiedziałam podchodząc do boksu Viavai'a
Klucha popatrzył na mnie po czym zarżał na powitanie
- Co powiesz na mały terenik? - zapytałam opierając się o drzwi boksu
Viavai postawił uszy, łapiąc mnie za włosy.
- Ałć... - powiedziałam śmiejąc się - Wiem, że się cieszysz, ale nie musisz mi od razu włosów wyrywać - pomasowałam sobie czubek głowy odchodząc kawałek od bosku
Udałam się po szczotki, po czym ogarnęłam konia (nie chce mi się znów opisywać czyszczenia koni). Nie zajęło mi to dużo czasu bo Klucha był czyściochem i raczej się nie brudził. Skoczyłam po sprzęt dla konia. Zabrałam siodło, ogłowie, czaprak, podkładkę, wytok i ochraniacze. Zabrawszy rzeczy poszłam osiodłać wałacha. Koń stał grzecznie w boksie w czasie gdy ja zakładałam na niego sprzęt. Najgorzej było oczywiście przy popręgu... Viavai nie lubił jak się go podciąga. Pogłaskałam go i wyszliśmy że stajni.

Ruszyłam kłusem ścieżką w lesie. Viavai wyrażał wielką chęć przejścia do galopu, lecz znając jakość podłoża nie chciałam tego robić. Przynajmniej na zaśnieżonych szlakach. Jechałam, więc żywym kłusem dróżką prowadzącą na polane z przeszkodami. Z tego co obczaiłam kiedyś z Comor'em, że nie było tam aż tak dużo białego puchu. Podczas trasy zająłem się rozmyślaniem o dalszych losach Ghost'a... Biedny koń. Miałam nadzieje, że właściciel szybko się znajdzie. Moje rozmyślenia przerwało pojawienie się tuż przede mną nieznajomego jeźdźca.
Przepraszam, nie zauważyłem Cię - powiedział chłopak lekko luzując widzę swojego wierzchowca
- Nic się nie stało. Sama się zamyśliłam.. - powiedziałam trochę jeszcze przestraszona zaistniałą sytuacją
- Ja akurat skończyłem przeszkody i.. tak wyszło - chłopak próbował się dalej tłumaczyć, ale ta sztuka nie wychodziła mu za dobrze - Mało istotne, ale kojarzę Ciebie z pobliskiej stadniny - zmienił temat - Jestem Kelvin, pomocnik w stajni - pojechał bliżej mnie
- Thejla. Trenerka. Czasem też prowadzę jazdy - powiedziałam uśmiechając się - Jakoś cię nie widziałam w stadninie, a jestem tam dwadziescia cztery na dobę 
- Dopiero się przeprowadziłem - powiedział
- Rozumiem... Czyli w sumie będziemy widywać się częściej - zaśmiałam się - Jak się nazywa twój wierzchowiec? - zapytałam zwracając uwagę na ciemnogniadego podchodzącego pod karego konia, na którym siedział chłopak  
- Samael - odpowiedział głaszcząc konia po szyji - A twoj? - odbił piłeczkę
- Viavai
- Dość niespotykane imię - uśmiechnął się 
- To samo mogę powiedzieć o imieniu twojego konia. Jeśli jesteś nowy to zapewne nie znasz terenów, prawda? - zapytałam
- W sumie to tak... - powiedział drapiąc się po karku
- To czemu jeszcze stoimy? Przecież rozmawiać możemy również jadąc - ruszyłam Viavai'a, a Kalvin podjechał do mnie tak żebyśmy jechali ramię w ramię lecz w bezpiecznej odległości
- Długo jesteś w Horse Heaven? - zagaił mój terenowy towarzysz
- Od kiedy pamiętam. W sumie to urodziłam się tu - zaśmiałam się - A ciebie co sprowadza do naszego małego miasteczka?


Kelvin ^^?
1095 słów → 300$

7.02.2019

Od Sheeny cd. Od Thejli

Rozejrzałam się. Znalazłam kilka obiektów, do których mogłam strzelić bez ryzyka, że strzała się odbije i rykoszetem trafi konia lub Thejlę. Płynnym ruchem sięgnęłam do kołczanu, wyciągnęłam strzałę i założyłam ją na cięciwę.
-Więc... Po prostu zabierzesz go do stadniny? - odezwałam się, napinając łuk.
Kątem oka dostrzegłam, że Thejla podnosi na mnie wzrok i przez chwilę się zastanawia. Cięciwa wydała ten charakterystyczny, jak bliski mi dźwięk, a pocisk po chwili znalazł się po środku powalonego pniaka. Wtedy dziewczyna odpowiedziała.
-Yy... A czemu nie? Sama widzisz jak wygląda, musi się błąkać już od dłuższego czasu. Możemy mu pomóc.
-No dobra... Ty tu jesteś szefową, panno Camanera. - wzruszyłam ramionami, wycelowałam i zwolniłam cięciwę. Spojrzałam na córkę moich pracodawców ze złośliwym uśmieszkiem. Ta tylko parsknęła i zajęła się Bellą. Pozostałe konie spokojnie czekały nieopodal, przeszukując śnieg i rozglądając się dookoła. Spokojna o to, że Thejla pilnuje koni, skupiłam się bardziej na strzelaniu. W obecności kogoś innego ograniczało się to tylko do stania w miejscu, czasem oddalania się, i celowaniu do różnych obiektów. Gdybym była sama, zaczęłabym bardziej pajacować, biegać dookoła, próbować zakładać strzały na cięciwę w ruchu (to nie takie łatwe...), ale nawet przy dziewczynie, którą znam przecież od lat, wolałam zachować resztki honoru. Po kwadransie takich ćwiczeń byłam już pewna, że zaczyna to się robić nudne. Po raz kolejny zaczęłam zbierać strzały i wkładać je do kołczanu.
-To gdzie teraz? - zapytałam, a Thejla odwróciła się do mnie.
-Spróbujemy dojechać nad jezioro? Szlak powinien być przetarty. - zaproponowała.
-A co zrobimy z naszym "pasażerem na gapę"? - wskazałam na konia, którego znalazłyśmy po drodze.
-Racja. Może po prostu wróćmy. Trzeba się nim zająć. - postanowiła "szefowa" i podeszła do Rosy.
Komunikat był jasny, więc i ja po chwili siedziałam już na grzbiecie Morrigan. Ruszyłam przodem, Thejla prowadziła luzaka. Nie szalałyśmy, wystarczył kłus, bo tak jak poprzednio musiałyśmy się mierzyć z lodem na ścieżce. Wykorzystałam to, że przede mną nikogo nie było i wyciągnęłam łuk. Obejrzałam się za siebie i uśmiechnęłam lekko do dziewczyny z tyłu. Jej mina mówiła "rób co chcesz", więc wzruszyłam ramionami i na prostej drodze, ufając Demonicy, ale instruując ją łydkami, założyłam na cięciwę jedną z tańszych strzał i wyszukałam wzrokiem cel, w który często strzelałam po drodze. Świst. Pocisk utkwił w pozostałości po odciętej gałęzi na drzewie. Odwróciłam się na drugą stronę i wystrzeliłam do następnego celu. Powtarzałam to kilka razy, dopóki nie poczułam, że coś jest nie tak. Morri nieco zwolniła i położyła uszy po sobie, więc natychmiast chwyciłam za wodze. Pogłaskałam ją po szyi i zaczęłam się rozglądać. Spojrzałam porozumiewawczo na Thejlę, która też wychwyciła zmianę w zachowaniu koni. Łuk był w zasięgu mojej dłoni. Mimowolnie dotknęłam jego majdanu. Przecież w tym lesie nie ma niebezpieczeństw. Może poza jakimś zdziczałym psem, który czasem się przywlecze, ale to rzadkość. Tak czy inaczej...
Nadal zbliżałyśmy się do czegoś, co zaniepokoiło nasze konie. Najpewniej był to po prostu obcy człowiek, więc nie byłam szczególnie zaskoczona. Przecież tą ścieżką codziennie ktoś przechodzi, to nic nowego. Cokolwiek to było, zwolniłyśmy. Zbliżałyśmy się do zakrętu.
I właśnie wtedy, gdy wyjechałam zza zakrętu, zobaczyłam samochód i człowieka, wrzucającego śmieci do lasu. Piękny moment. Próbujesz żyć w zgodzie z tym, wszystkim. Ekologia, przyroda, męczysz się z jazdą rowerem przy kilkunastu stopniach poniżej zera, a dookoła ciebie i tak żyją ludzie, którzy mają to wszystko głęboko w duszy. Co mam mówić... Czasem krew mnie zalewa.
Gwizdnęłam przeciągle, by zwrócić na siebie uwagę delikwenta. Założony miałam na głowę kaptur mojej zielonej kurtki, a w rękach trzymałam naciągnięty łuk. Wyglądałam jak jakaś (nie przymierzając) damska wersja Robin Hooda. Morri zarżała, a za mną pojawiła się Thejla i luzak. Domyślałam się, że dziewczyna spogląda na człowieka ze złością.
-Ładny mamy dzień, nie uważa pan? - odezwałam się, darząc go uśmieszkiem.
W odpowiedzi dostałam stłumione przekleństwo. Zacisnęłam mocniej dłoń na rękojeści łuku. Nie będę w niego celować. Przecież mnie pozwie. Ale trzeba przyznać, że inaczej patrzy się na "dziewuchę", kiedy trzyma w dłoni łuk i spogląda na ciebie z końskiego grzbietu. Czułam się tym usatysfakcjonowana. Tak.
-Wyjazd stąd! - warknął nieznajomy, a ja tylko parsknęłam. Popędziłam Demonicę, aby stępem zbliżyła się do niego.
Cofnął się, a na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie. Wrzucił worek, który trzymał w rękach do bagażnika.
-Robi pan postępy. Proszę to samo zrobić z tymi, które leżą tam, w krzakach. - ruchem głowy wskazałam na śmieci.
-A kim ty dziecko jesteś? Dajcie mi spokój i wracajcie skąd przyszłyście. - powiedział hardo i podniósł na mnie wzrok.
Usłyszałam dźwięk migawki i odwróciłam się do Thejli z uśmiechem.
-No to jedziemy. Mamy rejestrację. - poinformowałam go grzecznie i popędziłam konia, by kłusem oddalić się od mężczyzny.
-Stój! Dajcie spokój. Przecież nic mi nie zrobicie. - prychnął.
-Dlatego odjeżdżam. - wzruszyłam ramionami.
-No stój do cholery! - krzyknął za mną, a Thejla znalazła się przy nim.
-Tak? - podniosłam brwi w oczekiwaniu.
-Dam wam pieniądze i odczepcie się ode mnie. Przecież to nic takiego.
-Chyba śnisz... - parsknęłam.
-I co? Pójdziesz z tym na policję? Ciekawe co powiedzą, kiedy dowiedzą się, że groziłaś mi łukiem. - zaśmiał się jaki jakiś villan z kreskówki.
-Nawet w pana nie celowałam. Mam prawo posiadać ten łuk. I mam świadka. - wskazałam na Thejlę. -A szczerze? Powinien się pan raczej przejmować grzywną.
-No dobra. - machnął energicznie ręką - Wezmę to. Ale obiecajcie, że nigdzie tego nie zgłosicie i usuniecie zdjęcie.
-Słowo harcerza! - wykrzyknęłam donośnym głosem i przyłożyłam dłoń do serca. - Thejla! Pokaż panu jak usuwasz zdjęcie, żeby nie miał wątpliwości i spał spokojnie.
Wykonała moje polecenia, a usatysfakcjonowany facet, podszedł do worków.
-Niech pan zapamięta! Nie chcę pana już widzieć w moim Sherwood! - krzyknęłam jak najniższym głosem, nieco nieudolnie naśladując męski ton, a Morri ruszyła przed siebie.
Po kilku minutach Thejla zrównała się ze mną i uśmiechnęła promiennie.
-Dobrze, że nigdy nie byłam harcerzem. - prychnęłam - Masz kopię zdjęcia, prawda?
Skinęła tylko głową i zaśmiała się.
-Jak jutro zobaczę te śmieci przy drodze, gość pożałuje. - powiedziała.
-Czuję się jak jakiś Greenpeace. - stwierdziłam i splunęłam, jakby to słowo miało utkwić mi w ustach.

Po kilkunastu minutach byłyśmy już z powrotem w stadninie. Było przed południem, więc stwierdziłam, że odstawię Morri na pastwisko i zajmę się sprawami w biurze, żeby potrenować jeszcze przed weekendowymi zawodami. Zatrzymałyśmy się pod północną stajnią. Luzak zaczął się robić niespokojny, gdy poczuł zapachy wszystkich tych koni. Thejla postanowiła od razu pokazać go swojej mamie. Zajęła się na prędce swoją klaczą, podczas gdy ja ogarniałam Demonicę. Towarzyszyłam jej w drodze do biura. Poszła w kierunku stajni koni szkółkowych, a ja wróciłam do siebie, żeby przygotować wszystko przed zawodami. Nie organizowałam ich tym razem, ale musiałam zamieścić odpowiednie informacje na stronie internetowej. Weszłam do środka, rzuciłam swoje rzeczy w kąt i rozsiadłam się w fotelu, otwierając laptop.
-No to do roboty... - westchnęłam, przeciągając się.


Thejla?
Opisz co tam u niej i THE END wątku
1105 słów → 320$

Od Sophie do Riley

Wstałam, ogarnęłam się i poszłam do stajni. W boksie konia nie było, więc wzięłam uwiąz, a kantara też nie było. Ruszyłam w stronę padoków. Quick popatrzył się na mnie po chwili odwrócił się i ruszył przed siebie, po 15 minutach udało mi się go złapać. Zaprowadziłam go do stajni, przywiązałam i zaczęłam czyścić. Najpierw zaklejki zgrzebłem, a potem kopyta kopystką. Gdy już był dość czysty zabrałam się za siodłanie, przy podpinaniu popręgu trochę się wiercił, ale dałam radę. Koń gotowy to mogłam ruszać. Najpierw 10 minut stępa, potem kłus, ustawiłam mu drągi do pokonania, wreszcie nadszedł czas na galop. Ustawiłam najpierw krzyżak, stacjonata, a potem okser, gdy skończyłam jazdę rozsiodłałam Quick'a i zaprowadziłam do boksu. Podeszła do mnie jakaś dziewczyna.
-Hej-Powiedziała przyjacielskim tonem
-Umm... Hej. Jestem Sophie. A ty?
-Ehh...Riley - Powiedziała po chwili namysłu
-Mam pomysł-odparłam
W oczach dziewczyny było widać lekkie przerażenie, lecz po chwili się odezwała
-Yyy jaki?
-Idziemy na miasto!!! - krzyknęłam na tyle głośno, że Riley podskoczyła
-No nie wiem-odparła lekko przerażona
-No choć będzie fajnie
-Ehh...No skoro tak mówisz
Na mieście było super. Kupiłyśmy kilka rzeczy dla siebie, ale zauważyłam sklep jeździecki i musiałam tam zajrzeć, niestety ceny były kosmiczne i szybko z stamtąd wyszłyśmy. Potem udałyśmy się na łąkę, na której usiadłyśmy i znowu zaczęłyśmy rozmawiać. Gdy zrobiło się ciemno poszłyśmy do mojego samochodu, akurat odwoziłam Riley, która podała mi ulicę i adres. Włączyłam nawigację i ruszyłam. Riley zaprosiła mnie jeszcze do siebie do domu na godzinkę, nagle spytałam się:
-Opowiesz mi coś o sobie?


Riley?

262 słowa → 40$

6.02.2019

Od Conor'a cd. Riley

Po porzegnaniu z dziewczyną udałem się do stajni ogarnąć siwego, który po berku z Zero nie był już tak siwy. Otworzyłem drzwi boksu i wpuściłem tam Theze. 
- Dobra brudasie... Rozsiodłam cie, potem wyczyszcze i wypuszczę na padok. Tylko się nie upierdziel znowu, bo nie dostaniesz jabłka - koń popatrzył się na mnie jakbym właśnie powiedział jakąś groźbę karalną
Tylko się uśmiechnąłem i poklepałem go po szyji. Odpiąłem popręg po czym ściągnąłem siodło z grzbietu konia wieszając je później na drzwiach od boksu jak to miałem w zwyczaju. Po tej czynności zająłem się odpinaniem ochraniaczy.
- Siema Con - do stajni wszedł Tobias i od razu skierował się w moją stronę
- No siema - powiedziałem przybijając mu piątkę na przywitanie
- Jazdy nie masz. Młoda się pochorowała
- I z tą informacją przychodzisz akurat ty? - zaśmiałem się
- Pani Camanera mi przekazała przy okazji z prośbą żebyśmy jutro pojechali do Hill Town wybrać jakieś nowe konie. Sama nie może, a Thejla ma za dużo roboty, więc powiedziała żebyś to ty pojechał - chłopak oparł się o kolumnę od boksu
- Spoko. O której to i ile koni maksymalnie mamy zabrać? - zapytałem
- Mamy pojechać koniowozem na dwa konie, więc pewnie dwa. Koło 12... Trochę jednak drogi przed nami, a powiedziała że mamy być punkt 15 na miejscu
- Da się załatwić. Odwołam lekcje od południa do końca dnia albo znajdę zastępstwo - powiedziałem ściągając Antitheze halter i zakładając zwykły kantar
- To jesteśmy zgadani... Jakby co będę jutro na ciebie czekał w saloniku - Tobias zaczął kierować się do wyjścia
- Ok. Dozo - powiedziałem na odchodne
- Dozo - usłyszałem zaraz przed tym jak doszedł mnie dźwięk zamykanych drzwi od stajni
Wziąłem sprzęt i udałem się go odnieść do siodlarni. Otworzyłem drewniane drzwi i wszedłem do pomieszczenia. Na całe szczęście nikogo tam nie było, więc mogłem rozwalić cały sprzęt na podłogę i poszczególne elementy odłożyć na swoje miejsca. Przystanąłem chwilę wyciągając telefon z kieszeni po czym sprawdziłem rozkład jazd, który miałem na jutro. Nie było tego dużo... Raptem 5 jazd. Obdzwoniłem kogo trzeba znajdując sobie zastępstwo po czym wysłałem SMS do pani Camanera z prośbą o napisanie o jednorazowej zmienie instruktora uczniom, do których nie miałem akurat numerów. Obróciłem się i wszedłem w głąb pomieszczenia w celu wyciągnięcia mojej torby z szafki.

- Dobra... Psy jak zwykle pewnie z tobą pójdą więc nie będziesz sam na pastwisku - powiedziałem prowadząc ogiera
Ten tylko parsknął i popatrzył w bok gdzie truchtały psy. Te machając ogonami pobiegły w najgłębszy śnieg żeby jeszcze trochę się pogonić. W drodze przeszkodził mi dźwięk przychodzącej wiadomości. Odruchowo sprawdziłem telefon... Co okazało się moim największym błędem.
Nadawca: Nieznany numer
Treść: 'Jak tam twojej nowe życie Conor? J.F'
Od kąd poszedłem na odwyk urwałem kontakty ze wszystkimi, którzy mieli styczność z tym epizodem mojego życia. Znaczy się tak myślałem. Ten idiota musiał jakoś mnie znaleźć... Czemu akurat teraz? I najważniejsze... Jak?
- Kur.... - ugryzłem się w język wkładając telefon do kieszeni kurtki... Miałem nie przeklinać i tak niech zostanie
Otworzyłem bramę na pastwisko i wpuściłem tam Theze wraz z Vito i Hadesem. Psy bardzo lubiły przebywać z ogierem na pastwisku co nie przeszkadzało mi bo miałem je z głowy dopóki nie będziemy musieli zbierać się do domu.
- Przyjdę po ciebie gdzieś koło 21... Wybiegają się - powiedziałem głaszcząc Antitheze po pysku
Ten tylko parsknął i pogalopował ścigać się z psami. Uśmiechnąłem się smutno i poszedłem w swoją stronę. 

Udałem się do saloniku żeby, jak to mam w zwyczaju o tak pięknej porze, zrobić sobie mocną kawę. Wszedłem do pomieszczenia po czym zabrałem się za poszukiwania słoika z tymże zacnym składnikiem napoju. Po znalezieniu zguby nasypałem dwie łyżeczki i zlałem wcześniej nastawionym wrzątkiem. Nie dodawałem cukru... Po co komu cukier do kawy? Powoli przeniosłem kubek z wrzątkiem na ławę w części relaksacyjnej saloniku samemu siadając na jednym z foteli. Wyciągnąłem szkicownik oraz ołówek z torby i zabrałem się za rysowanie.
- Nie przeszkadzam? - nagle przede mną pojawiła się jedną z nowych uczennic stadniny
Nie usłyszałem nawet jak wchodziła. Z tego co wiedziałem posiadała ona wałacha arabskiego w wieku skończonych dwóch lat i ośmiu miesięcy... Tak w sumie to nawet nie wiem jak ma na imię, ale jak tu przyszła to zapewne na jakieś problemy z pracą z nim i właścicielska SHH wysłała ją do mnie.
- Nie przeszkadzasz - odpowiedziałem zamykając zeszyt
- Pani Camanera mówiła, że zajmujesz się młodymi końmi
- Prawda - powiedziałem biorąc łyk jeszcze gorącej kawy - Potrzebujesz pomocy? - zapytałem po chwili
- W sumie to tak... W ogóle nie umiem dogadać się z Macabre - dziewczyna popatrzyła na mnie
- I myślisz, że ja ci pomogę? - zmarszczyłem brwi chowając szkicownik z powrotem do torby
- Słyszałam, że dogadasz się z każdym koniem
- Gdzie masz tego gagatka? - zapytałem kierując się w stronę wyjścia wraz z kubkiem kawy, której oczywiście nie mogłem zostawić
- Czyli pomożesz? - dziewczyna poderwała się z miejsca i ruszyła za mną
- Sie wie... Tylko jak masz na imię bo z tego wszystkiego to nawet go nie podałaś - powiedziałem otwierając drzwi i puszczając ją przodem
- Dajana - lekko speszona spuściła wzrok 
- Moje imię już chyba znasz, ale z grzeczności je podam. Conor - uśmiechnąłem się przyjaźnie 

- Oto Dance Macabre - powiedziała podchodząc do pastwiska na którym znajdował się siwy arabek 
- Legendarna siwa maść jak widzę - zaśmiałem się 
- Zgadza się... Siwe zwykle bardzo trudno doprowadzić do ich naturalnej maści - blondynka w końcu poczuła się pewniej w moim towarzystwie i również się zaśmiała
- Wiem coś o tym...
- Też masz siwka? - zapytała
- Yhm - przytaknąłem - Nazywa się Antitheze i jest angloarabem. Może nawet miałaś okazję jeździć na jego matce, a mianowicie Bigotce
- Faktycznie... To ta gniadoszka z gwiazdką?
- Dokładnie 
W tym czasie rumak mojej nowej znajomej podszedł do nas i zaczął się nam przyglądać.
- W czym tkwi wasz problem? - zapytałem dając wałachowi obwąchać moją dłoń 
- Na ogół Macabre nie słucha mnie gdy próbuję z nim pracować na lonży, a o próbach nauczenia go czegoś oprócz chodzenia na uwiązie i podawanie nóg nie wspomne... 
- Czyli mamy pana buntownika... - powiedziałem - Zobaczymy czy hala jest wolna i możemy zabrać go na mały test na lonży. Ty będziesz siedziała obok, a ja spróbuję zobaczyć co jest nie tak. Zgoda? - popatrzyłem na nią upijając trochę kawy, która przez zimno panujące na dworze zdążyła już trochę przestygnąć
- Zgoda - powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy
Skierowaliśmy się w stronę hali. W sumie nie spowodowałem się tam nikogo zważając na to, że była już dziewiętnasta lecz podchodząc do zadaszonego budynku można było z niego usłyszeć parskanie konia. Podeszliśmy pod bramę. Na hali znajdowała się Riley wraz z Zero Two, która będąc bardzo zajęta jazda nawet nas nie zauważyła.
- Czyli na to wychodzi, że musimy przyjść później - powiedziałem kierując się z powrotem do aneksu - Lepiej nie przeszkadzać... Zero jest porywcza - uśmiechnąłem się na wspomnienie dzisiejszej ganianiny po polanie
- Znasz tą dziewczynę co ją widzieliśmy na hali?
- W sumie to poznałem ją dopiero dziś, ale wydaje się spoko - powiedziałem zgodnie z prawdą
- Spoko - powiedziała gdy jej telefon zaczął dzwonić - Przeproszę cię na chwilę. Muszę odebrać - odeszła na bok w celu kontynuowanie rozmowy
Ja w tym czasie zdążyłem skończyć kawę i szczerze nie wiedziałem co zrobić z kubkiem stając na środku ścieżki... Theze zapewne znalazłby jakąś zabawę, a kubek najpewniej by rozwalił.
- Niestety nie mogę uczestniczyć w lonży. Muszę pilnie jechać do domu - powiedziała chowając telefon do kieszeni spodni
- Nic nie szkodzi. Jutro wszystko ci opowiem o ile uda mi się w ogóle złapać wolną halę
- Spoko, spoko... Tak w ogóle to dzięki, że zgodziłeś się pomóc
- Nie ma za co
- To do zobaczenia - powiedziała blondynka kierując się w stronę bramy
- Narka - pomachałem jej po czym udałem się odnieść kubek

Po godzinie 19 udałem się na halę w celu trenowania araba Dajany. Narazie nie będę robić z nim nic ambitnego. Może nauczę go kilku sztuczek żeby nie kojarzył pracy tylko z nudnym chodzeniem na lonży. A może w tym tkwi problem? Może Dance po prostu nudzi się na treningach... No cóż. Musiałem to sam wykryć i zaradzić temu jak najlepiej tylko umiem. Westchnąłem i podszedłem do budynku, w którym znajdowała się... Riley.
- Hej - przywitałem się, zamykając za sobą furtkę
Dziewczyna odmachala mi zmierzając spokojnym krokiem w moją stronę
- Hah, tak myślałam, że jeszcze się spotkamy, ale nie przypuszczałam, iż stanie się to tak szybko! - roześmiała się z lekka zakłopotana moją obecnością tutaj
Wzruszyłem ramionami również cicho się podśmiewając.
- Trenujesz? - zapytała brunetka zerkając na lonże, którą trzymałem w ręce
Skinąłem głową, po czym obróciwszy się przez ramię wskazałem drugą ręką przebiegającego za zagrodzeniem siwego wierzchowca - Tak, powiedzmy. Pomagam pewnej osóbce w zajeżdżeniu tego tu oto eleganta, tym się zajmuję. - wyjaśniłem w międzyczasie idąc po Dance Macabre na pastwisko
Arab posłusznie podbiegł do bramy, przy okazji dokładnie sprawdzając moje kieszenie na wypadek gdybym zupełnie przypadkiem miał przy sobie coś do jedzenia.
- Po treningu dostaniesz - powiedziałem klepiąc go po szyji po czym przypiąłem lonże do kantara, wyprowadzając wałacha na ścieżke
Skierowałem się na halę. Dokładnie zamknąłem furtkę po czym udałem się na jej środek gdzie stała, uważnie się nam przyglądająca, Riley. 
- To jest Dance Macabre. Wałach rasy arabskiej mający skończone dwa lata i osiem miesięcy. Dajana poprosiła mnie żebym sprawdził czemu się nie słucha na lonży i tak dalej... A teraz sobie tu jesteśmy bo wcześniej hala była zajęta. Nie chcieliśmy ci przeszkadzać - dokładniej nakreśliłem dziewczynie co dokładniej robię tu o tej porze
- Byłeś tu jak trenowałam z Zero? - zapytała zaskoczona 
- Tylko przez chwilę... - wzruszyłem ramionami kierując wałacha na okrąg wokół mnie - Jeśli pozwolisz... Teraz chwile popracuje z Macabre. Możesz zostać i popatrzyć jeśli masz ochotę
Dziewczyna podeszła do bandy i wskoczyła na nią siadając na jej szczycie.
- Czyli mam rozumieć, że mamy widownie... Dance Macabre postaraj się bo nie chce wyjść na jakiegoś początkującego co z końmi sobie nie radzi - zaśmiałem się, na co Riley zrobiła to samo 
Przez około 10 minut pozwoliłem wałachowi na przyzwyczajenie się do mnie i swobodne stępowanie na lonży, po czym dałem mu sygnał do ruszenia kłusem. Dance grzecznie chodził po okręgu nie wykazując żadnych chęci do nieposłuszeństwa. Z lekkim zdziwieniem dałem mu sygnał do zmiany kierunku, na co zareagował od razu, przed tym przechodząc do stępa, a potem znów zakłusowywując.
- Nie jestem specem... Ale ja tu nie widzę żadnych problemów z lonżą - powiedziała Riley przyglądając się jak chodzi arab
- Dokładnie.... Może ona po prostu.... Nie jest tak stanowcza jak trzeba? - zacząłem głośno myśleć 
Po chwili milczenia zatrzymałem araba do stój.
- Mogłabyś spróbować teraz ty go wylonżować... Żebym miał porównanie. Zwykle bym poprosił o to właściciela, ale Dajana musiała jechać pilnie do domu - powiedziałem patrząc na dziewczynę siedzącą na bandzie
- Spoko - powiedziała zeskakując i podchodząc do nas 
Podałem jej lonże po czym odeszłem kawałek żeby obserwować pracę konia. Po pół godziny stwierdziłem, że koń chodzi tak samo jak wtedy co ja byłem na miejscu Riley.
- Dobra. Zaiste dziwne... Koniec na dziś - powiedziałem - Dzięki za pomoc - uśmiechnąłem się do dziewczyny gdy ta podawała mi sznurek
- Nie ma za co... Muszę przyznać, że masz smykałkę do młodych koni - skierowaliśmy się ku wyjściu z hali
- Heh... Od dawna zajmuje się młodzikami i szczerze mówiąc lubię to - pchnąłem furtkę i obydwoje wraz z koniem udaliśmy się do stajni odprowadzić wierzchowca 

- Od kiedy masz Theze? - zapytała dziewczyna przerywając niezręczną ciszę
- Od kiedy skończył rok i sześć miesięcy- powiedziałem wpuszczając siwka do boksu 
- Czyli dość długo jak mniemam
- Yhm... A Zero? Od kiedy należy do ciebie? - odbiłem piłeczkę
- W sumie... Nie myślałam o tym ile ją mam. Najważniejsze, że w ogóle ją mam - powiedziała dziewczyna, po czym znów zapadła cisza trwająca aż po moment kiedy weszliśmy do siodlarni żebym mógł odłożyć lonże

- Jakieś plany na jutro? - zapytała brunetka kiedy weszliśmy do salonu, sama idąc do aneksu kuchennego w celu przygotowania sobie jakiegoś napoju
Było już grubo po 20 i sam się dziwiłem, że aż tak długo byłem w stajni
- Na poranek to nie... Później jadę z Tobiasem po nowe konie. W sumie.... Chciałabyś się zabrać z nami? - zapytałem sam nie wiedząc czemu... 



Riley ^^?

1944 słowa → 480$