3.02.2019

Od Taehyunga

- Tae, wstawaj.
Poczułem delikatne szarpnięcie za ramię. Otworzyłem oczy i ujrzałem zmartwione oblicze mojej cioci.
- Wiem, że jest bardzo wcześnie, ale Sztorm przestraszył się folii i uciekł z pastwiska, musisz pomóc mi go poszukać - mruknęła, gdy ja już zacząłem się ubierać. W pracy z końmi po przejściach można spodziewać się wszystkiego. Trafiają do nas przez złe doświadczenia z ludźmi, a my robimy wszystko by nam zaufały i szukamy im nowego domu. Chociaż nie zawsze jest to takie proste.
- Zaraz zejdę, idź znajdź jakieś latarki.
Obmyłem twarz wodą i ruszyłem na dół, zabierając po drodze kurtkę z wieszaka. Latarka dawała nikłe światło, ale do świtu musi mi to wystarczyć. Nic innego nie mamy. Dziura w ogrodzeniu była po północnej części wybiegu, więc Piorun pobiegł pewnie w stronę małego lasu za domem.
- Cholera - ruszyłem przed siebie biegiem. Trzeba go jak najszybciej znaleźć, przecież niedaleko jest szosa! Potknąłem się o gałąź, ale nawet nie zwracałem na to uwagi przedzierając się przez gąszcz gałęzi, szukając jakichkolwiek znaków, że koń tędy szedł.
Sztorm trafił do nas około miesiąca temu, w drodze do rzeźni. Był w okropnym stanie, a kierowca nie mógł patrzeć na jego cierpienie. W przyczepie były jeszcze dwa konie oprócz niego, choć gniadej klaczy nie udało nam się uratować, była w zbyt złym stanie, wszyscy postanowiliśmy, że trzeba ją uśpić. Drugi koń, młody siwek był w najlepszym stanie. Zachowywał się grzecznie i nie próbował uciekać, nawet chętnie za nami podążał. Nazwaliśmy go Reed. Natomiast Sztorm... Stał w najdalszym kącie przyczepy, nie podnosząc nawet łba, gdy zaczęliśmy go wołać. Gdy po dłuższym czasie wyciągnęliśmy go z tamtego okropnego miejsca, okazało się, że jest gorzej niż myśleliśmy. Na grzbiecie i nogach miał blizny po biciu metalowym kablem, i ochwat. To właśnie nad nim skupiliśmy się wtedy najbardziej. Pierwszy raz ujrzałem wtedy konia, który aż tak bardzo nie ma chęci do życia. Postanowiłem to zmienić, by mógł poznać te lepsze życie.
~*~
Znalazłem go. Przerażonego, lecz całego i zdrowego. Była dopiero szósta rano, a ja czułem jakbym szukał go całe wieki. Po dotarciu do stajni wytarłem go do sucha, a w nozdrza wsmarowałem olejek lawendowy, by pomóc mu się uspokoić. Inne konie zaczęły kopać w drzwi, domagając się śniadania. Miałem rano jechać i zobaczyć co u Velsigneta, ale widzę, że muszę z tym zaczekać.
Po przygotowaniu paszy i leków dla poszczególnych koni, zostawiłem wszystko w siodlarni.
- Ciociu, ja już jadę. Niedługo powinienem wrócić, ale wszystko już przygotowałem, więc musisz tylko wszystko pozanosić. Zadzwoniłem już do państwa Whilow i jutro przyjadą zobaczyć Reeda i Jutrzenkę, zobaczymy czy coś z tego wyjdzie. Jutro Scott przywiezie swojego konia, choć z nim akurat nie będzie dużo pracy, boi się wchodzić do przyczepy, ale nie jestem pewny - każdy koń jest inny i nie wiem czy z nim też tak łatwo idzie.
- Dziękuje, skarbie. Już i tak dużo mi pomogłeś. Leć już, bo widzę, że nie możesz się doczekać. Pozdrów ode mnie Vela!
Przytaknąłem, wsiadając do samochodu. Czas ruszać w drogę.
~*~
Po 20 minutach jazdy przejechałem przez bramę prowadzącą do stajni i już po chwili znajdowałem się na podwórzu. Prawdę mówiąc nikogo tu nie znam, jedynie z właścicielem rozmawiałem, gdy przywiozłem tutaj mojego wierzchowca. Może niedługo się to zmieni!
Idąc w stronę stajni rozglądałem się wokół, podziwiając piękno całego obiektu. Stajnia mojej cioci nie wyglądała tak profesjonalnie i prawdę mówiąc mamy tylko 15 boksów plus 2 małe z tyłu domku. W lato możemy brać więcej koni, bo niektóre całodobowo zostają na pastwisku. Ale nawet nie mam co przyrównywać tych dwóch miejsc. I oczywiście nie byłbym sobą, gdybym jak ten ostatni debil nie wpadł na kogoś, bo po co patrzeć przed siebie, jak można rozglądać się wokół!
- Przepraszam, nie zauważyłem cię!

<Ktoś?>
607 słów → 120$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz