9.02.2019

Od Thejli cd. Kelvina

Nasza rozmowa nawet się kleiła, co nie zdarzało się z większością nowych ludzi w SHH. Dla nich najczęściej jestem zbyt gadatliwa albo coś w ten deseń. Skierowaliśmy się na jedną z polan, którą można było skrócić drogę do stajni. Dróżka była zaśnieżona. W sumie jak większość tych które znajdują się w środku lasu. Mało ludzi z Horse Heaven jeździ w taką pogodę w tereny. Jeszcze nie przybyli do nas tacy wariaci, ale znajdują się i ci którzy codziennie wyjeżdżają na batalię ze śniegiem w zimowe dni.
- Czyli będzie można Ciebie spotkać na zawodach - uśmiechnąłam się
- Znaczy.. w to akurat wątpię. Za młodu brałem udział w zawodach, lecz teraz wolę być widzem niż uczestnikiem - powiedział mężczyzna popędzają konia do żywszego stępa - A jak to wygląda u Ciebie i Viavai'a? Ciekawie się prezentuje - zetknął na kasztanka
Mijaliśmy zagajnik, w którym pięć lat temu sądziliśmy małe sosny i tuje. Teraz drzewa były już dość wysokie, lecz niektóre zostały wycięte przez ludzi na święta... I zasadźsobie tu drzewo i i tak ci je wytną. Popatrzyłam na niebo. Z przemieszczeń chmur można było wywnioskować, że za około godzine zacznie nieźle sypać. Skrzywiłam się na samą myśl o śniegu, czego na całe szczęście nie zauważył mój rozmówca.
- Viavai'a wykupiłam jak miał trzy lata z wyścigów. W sumie to nawet dobrze mu szło, ale z powodu przeładowania stajni i tego, że zajmował tylko trzecie miejsca wystawili go na sprzedaż. Nie wątpię, że sprzedali go też dla tego, że po prostu chcieli zarobić. - pokierowałam konia w lewo, na co Kelvin podążył za nami - Na początku było dość ciężko, ale młody pokochał skoki i jakoś tak wyszło, że bardzo dobrze się dogadujemy - uśmiechnęłam się
- Czyli mamy byłego wyścigowca w stajni - zaśmiał się chłopak
- Zgadza się - poklepałam młodego
- Nie myślałaś żeby dać go jako konia rozpłodowego? - zagaił
- Gdy przyjechał to jeszcze był ogierem, ale sprawiał za dużo problemów, więc teraz mamy wałacha - skróciłam wodze wjeżdżając na zalodzony odcinek dróżki - Patrząc na jego rodowód to na źrebakach zbiłabym kokosy - zaśmiałam się
- Czyli jak mam rozumieć ma jakieś sławne konie w genach?
- Yhmmm... Jego pradziadek to Sekretariat - wzruszyłam ramionami - Ale najwyraźniej nie odziedziczył po nim zdolności wyścigowych... Za to jest niezłym skoczkiem
- Nieźle - przyznał chłopak
- Jak dla mnie najważniejsze jest, że go mam - uśmiechnęłam się
- Widać, że dobrze się dogadujecie - Kelvin popatrzył na mnie i na Viavai'a
- Dzięki. Wy też wyglądacie jakbyście byli zgraną parą - powiedziałam kierując się w stronę ścieżki prowadzącej na asfalt
- Zgadłaś - uśmiechnął się - Gdzie teraz? Wydaje mi się, że zaraz nas zasypie - chłopak popatrzył na chmury
- Jeszcze kilka metrów prosto, potem wyjedziemy na asfalt. Drogą prosto potem w lewo i jesteśmy przed główną bramą - uśmiechnęłam się - Z tego co można zaobserwować to padać zacznie gdzieś za czterdzieści pięć minut - rozejrzałam się po niebie.
Chmury przemieszczały się powoli, co było spowodowane brakiem wiatru. Wyjechaliśmy na prostą asfaltową drogę, rzadko uczęszczaną, lecz odśnieżoną. Stukot końskich kopyt roznosił się po okolicy. Co jakiś czas można było usłyszeć śpiew ptaków lub odgłos ich podrywania się do lotu. W pewnej chwili zerwał się wiatr. Nie był aż tak mocny, ale zwiastował coraz bliższe opady śniegu czego. Nie chciałam natrafić na śnieżyce, więc trochę przyspieszyłam.
- Znasz się na pogodzie? - zdziwił się Kelvin doganiając nas
- Tyle tu siedzę, że nasze warunki atmosferyczne nie są dla mnie obce. Ruszamy kłusem? Tą drogą nikt nie jeździ, a śniegu nie ma. Szybciej znajdziemy się w stajni - powiedziałam
- Czemu nie - stwierdził chłopak popedzając konia do kłusa
Dałam Viavai'owi sygnał do przejścia do wyższego chodu. Jechaliśmy chwilę w ciszy. Konie szły równo i żaden z nich nie rwał się do wyprzedzenia tego drugiego. Przejechaliśmy koło małych zabudowań oddalonych od reszty miasta. Nasze miasteczko było idealnym miejscem żeby wybudować dom na jakimś odludziu. Najczęściej jednak domu stawiane są wokół rynku, lecz takie jak te też można zobaczyć.
- Dzień dobry - przywitała się jedna z mieszkanek tego budynku, którą kojarzyłam z przejażdżek
- Dzień dobry - odpowiedziałam uśmiechając się, a Kelvin zrobił to samo
Odjechaliśmy kawałek.
- Wszyscy was tu kojarzą? - zapytał
- Tak. Ludzie mieszkający tutaj przywykli już do widoku koni. Można powiedzieć, że jesteśmy dumą miasta - powiedziałam - Aczkolwiek coraz więcej ludzi przyjeżdża i buduje się tutaj i jeszcze nie przyzwyczaili się do widoku jeźdźców na koniach
- Dla odwiedzających Sounthenville zapewne jesteście atrakcją
- Faktycznie w okresie wakacyjnym mamy o wiele więcej odwiedzających i to nie tylko z naszego miasteczka - powiedziałam kierując się w lewą stronę
- To będziemy mieć dużo pracy - zaśmiał się 
- A żebyś wiedział - uśmiechnęłam się przechodząc do stępa - Teraz już prosta droga do Horse Heaven - powiedziałam patrząc się w stronę oddalonej o kilka metrów bramy 

- Jak widzę mamy konie w tej samej stajni - powiedział Kelvin zsiadając z konia 
- Na to wychodzi - chwyciłam widzę Viavai'a i podeszłam do drzwi otwierając je - Może jeszcze pójdę z nim na halę - wpuściłam wałacha do boksu 
- Jeszcze będziesz go trenować? - zapytał chłopak zajmując się rozsiodływaniem swojego wierzchowca 
- No wiesz... W terenie dużo się nie najeździłam, a Viavai potrzebuje więcej ruchu bo potem będzie coś odwalać - przyglądałam się wałachowi
Nie był zmęczony, a wręcz wyglądał jakby nawet nie był w terenie nie licząc lekko zmoczonej sierści przez wszechobecny śnieg. Zastanowiłam się chiwle nad sensem treningu, ale jak nie wezmę go teraz to jutro będzie galopowanie po kółku i próby uspokojenia go. Poskaczemy dziewięcidziesiątki i może będzie dobrze. Patrzyłam na konia, który jakby tylko czekał na wyjście z nudnego boksu. Chwyciłam wodze i wyprowadziłam go ze stanowiska.
- Jakby co będę na hali - powiedziałam - No chyba, że chcesz iść ze mną żeby kontynuować rozmowę - zaśmiałam się kierując się do wyjścia 


Kelvin ^^? 
Mam nadzieję, że wyszło ok '-'

913 słów → 180$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz