27.02.2019

Od Kelvina CD Thejli

          Po opuszczeniu stadniny, skierowałem się w kierunku komendy, do której została zabrana pijana para, którzy już na starcie zostali oskarżeni o znęcanie się nad zwierzętami. Dowodem był skrokaty ogier, który swoją ucieczką pokazał nam, że w okolicy nie jest najlepiej. Gdybym tylko wcześniej o tym wiedział, szybciej bym zareagował, lecz teraz trzeba mieć nadzieję, że jego koledzy są w dobrym stanie. Aby to sprawdzić, zebrałem informację w postaci adresu zamieszkania wcześniej zatrzymanej pary i uzyskałem pozwolenie na przeszukanie owego miejsca. Spis danych schowałem do teczki i wsiadłem do auta, by wrócić do domu i choć trochę się ogarnąć. Zjadłem szybki posiłek i odświeżyłem się, następnie wróciłem do swojego pojazdu i obrałem za cel Horse Heaven, a dokładnie jego główną bramę, spod której zabrałem Thejle. Zaciekawił mnie styl brunetki, gdyż glany, które posiadała obecnie na sobie, pasowały do jej całokształtu. Nie wyglądała jak kobieta, która boi się pracy, a raczej na taką, która byłby w stanie złamać piszczel jednym kopnięciem. Zaśmiałem się w duchu po wyobrażeniu sobie tej sytuacji i kontynuowałem jazdę w zalesionym terenie. W sumie gdyby nie wysokie podwozie forda, ciężko byłoby pokonać tak dziurawy teren. Nie chcę wiedzieć, jak właściciele dojeżdżali do swojego domu. Po przejechaniu pewnego odcinka ścieżki, naszym oczom ukazała się niszczejąca farma, która wyglądała na bardzo zaniedbaną. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz na myśl, ile może być tutaj zaniedbanych zwierząt. Zaparkowałem w bezpiecznej odległości i weszliśmy do pierwszej stajni, w której zastaliśmy martwego kuca. Brunetka szybko zauważyła, że zwierzę leży tutaj z dobry tydzień, co z jednej strony mnie zaskoczyło, że w takim tempie rozpoznała czas zgonu, z drugiej zaś zaniepokoiło, że może być tutaj więcej takich koni. Po odnotowaniu tego w kajecie, przystąpiliśmy do dalszej eksploracji farmy. Wstąpiliśmy do kolejnej stajni, która była totalnie pusta, zaś w siodlarni znajdowały się całkowicie zniszczony osprzęt jeździecki, który nadała się jedynie do wyrzucenia.
- Długo nie był używany - zauważyła ciemnowłosa wskazując na czarne siodło, które kiedyś było skórzane.
- Potrafisz dokładnie rozpoznać, kiedy doszło do "zgonu"? - rzuciłam oczywiście żartem.
- Patrząc na stan skóry oraz grubości pyłu znajdującego się na materiale, leży to z kilka miesięcy - odpowiedziała z akcentem typowego detektywa, po czym zaraz się zaśmiała.
- Sprytnie - odwzajemniłem gest - Ogólnie podziwiam za tak dobrą spostrzegawczość - dodałem wychodząc powoli ze stajni.
Kontynuując rozmowę, weszliśmy do trzeciej, nieco mniejszej stajni. Ze względu na brak jakichkolwiek okien oraz oświetlenia, poświeciłem latarką po ścianach budynku, lecz na pierwszy rzut oka boksy wydawały się być puste. Skrzypienie drzwi oraz zapach martwego zwierzęcia dodawało mrocznego klimatu, zaś kolejną ofiarą zagłodzenia stało się ciele krowy, które leży tutaj znacznie dłużej. Brunetka wykonała zdjęcia, zaś ja doszedłem do końca stajni, aby sprawdzić kolejne boksy, które okazały się być również puste. Gdy odwróciłem się w kierunku wyjścia, drewniane belki trzymające dach, nagle się zerwały i zawaliły się na środek stajni, przez co zablokowały przejście na drugą stronę. Pył uniósł się ponad ziemię i stało się to na tyle szybko, że nie zdążyłem zareagować. Kaszlnąłem odruchowo i odgarnąłem ręką pył, po czym spojrzałem na zawalone dechy.
- Thejla?! - zawołałem zaniepokojony ciszą z jej strony.
- Wszystko gra - rzuciła w odpowiedzi - Dasz radę wyjść? - zapytała.
- Coś się wymyśli - odparłem spoglądając na spróchniałe drewno, które dość skutecznie zatarasowały przejście.
Przechodzenie po tym byłoby niebezpieczne, lecz nie jestem człowiek młot, aby przebić się przez ceglaną ścianę. Zerknąłem raz jeszcze na drewno i zlokalizowałem opcjonalne przejście, które zaraz wykorzystałem. Te po dosłownej chwili jeszcze bardziej się zawaliły i pociągnęły za sobą resztę dachu, przez co wraz z brunetką musieliśmy ewakuować się w trybie natychmiastowym.
- Przynajmniej się wywietrzy - rzuciłem zerkając na stajnię.
- O ile zaraz cała się nie zawali - dodała ciemnowłosa i w pewnym sensie wykrakała, gdyż cegły również zaraz się posypały - Ups..
- Peszek - mruknąłem i zaśmiałem się krótko - Cóż, i tak by tego nikt nie remontował - dodałem zerkając na resztę budynków.
- I dobrze, że nie było tam żywej duszy - westchnęła.
Po tym, jak stajnia kompletnie się zawaliła, ruszyliśmy do kolejnych budynków. Dom mieszkalny wyglądał trochę jak melina, gdyż wszędzie walały się puste butelki po alkoholu oraz przeterminowana żywność. Wszystko notowałem w kajecie i ze względu na fakt, że owy budynek nie był wielki, zaraz z niego wyszliśmy i rozglądnęliśmy się po reszcie terenu.
- Brakuje mi tutaj jednego budynku.. - mruknąłem spoglądając na ich rozkład oraz na teren przed nami.
- Przed chwilą jeden się zawalił - podsumowała brunetka - Tamte sprawdzone - wskazała na poprzednie stajnie - Składzik oraz "paszarnia" też sprawdzona - kontynuowała.
- Za domem coś powinno być - odparłem i oby dwoje skierowaliśmy się za owy budynek.
Faktycznie stała tam kolejna, bardzo niewielka stajnia, której gołym okiem nie widać. W środku zastaliśmy pięć boksów, z czego tylko dwa były puste, w tym jeden z rozwalonymi drzwiami, z którego prawdopodobnie uciekł srokaty ogier. W pozostałych trzech znajdowały się trzy konie, również zaniedbane i wychudzone, w tym drobnej budowy źrebak. Poinformowałem odpowiednie służby i już po chwili przyjechał specjalny wóz dla biednych wierzchowców. Gdy dwa wierzchowce były już w pojeździe, ostatni zaczął stawiać opór i nie dał się dotknąć ludzką ręką. W jego oczach było widać strach oraz dosłowną nienawiść do człowieka, przez co założenie kantaru było niemożliwe.
- Niestety tego ogiera nie możemy zabrać - odparł pracownik i wskazał na karego ogiera.
- Damy mu tutaj jedzenie i zabezpieczymy boks - powiedziałem zerkając na Thejle - Pod wieczór przyjadę i sprawdzę jego stan - dodałem wracając wzrokiem na pracownika.
Mężczyzna przytaknął i wsiadł do auta, po czym spokojnie wyjechał z terenu farmy. Zaś my zrobiliśmy tak, jak mówiłem. Podaliśmy żywność karemu ogierowi, który charakteryzował się białą latarnią na głowie oraz mlecznym pyskiem, zaś jego grzywa zasłaniała większość łba. Oczywiście prychał na nas i kopał z nerwów, lecz każdy nasz ruch był spokojny, gdyż sam wierzchowiec był dość dużych rozmiarów.
- Widząc jego zachowanie, musiał mieć tutaj bardzo źle - rzuciłem stojąc w progu stajni.
- Jak każde tutaj zwierze - westchnęła brunetka, która nie była z tego wszystkie zadowolona - Ale jeśli teraz tak reaguję, to później lepiej nie będzie - dodała zerkając na mnie.
- Wiem, ale zostać tutaj też nie może. Stajnia nie jest ocieplana, a w nocy zapowiadają mróz - wyjaśniłem - Na dodatek musi sprawdzić go weterynarz.
Wtem usłyszałem czyjeś kroki, lecz nie był to człowiek. Odwróciłem się do źródła dźwięku i był to pies, a dokładnie suka, która truchtała w naszym kierunku. Również ona wyglądała na głodną, a na dodatek miała gdzieś młode, gdyż jej brzuch na to wskazywał. Psina miała położone uszy, nisko pysk oraz skulony ogon, lecz nie była agresywna. Szturchnąłem z lekka brunetkę i wskazałem na czworonoga, który nadal się do nas zbliżał. Oby dwoje kucnęliśmy dając jej do zrozumienia, że przyszliśmy pomóc oraz zachowaliśmy wewnętrzny spokój, po czym suczka przyspieszyła i zadowolona otarła się o nas.
- Pewnie musi należeć do nich - powiedziała ciemnowłosa głaszcząc psinkę.
- Najwidoczniej - w środku powoli się kruszyłem, lecz jako facet, muszę zachować tą twardość - Gdzie zgubiłaś swoje dzieci.. - mruknąłem półszeptem i spojrzałem na pobliskie budynki.
Suczka nagle odwróciła się i zrobiła kilka kroków dalej, zaraz spojrzała w naszym kierunku, jakby chciała nam coś pokazać lub na coś nakierować. Zawsze uważałem zwierzęta za mądre. Bez zbędnego czekania ruszyliśmy śladami psa, która to doprowadziła nas do zawalonej szopy. Wgramoliła się między deski i nie trzeba było widzieć, co tam jest, gdyż skomlenie szczeniąt było mocno słyszalne. Ze względu na to, że deski były powalone w prosty sposób, łatwo dało się je ściągnąć i dostać się do gniazdka samotnej psinki. Było dokładnie pięć szczeniąt, lecz jedno z nich nie dawało oznak życia.
- Niedawno je urodziła - zauważyła brunetka, zaś ja zdjąłem z siebie kurtkę i położyłem na ziemię.
- Więc jest szansa na uratowanie.. o ile nie dostały szoku - powiedziałem ostrożnie kładąc szczeniaki na ciepły materiał.
Suczka uważnie przyglądała się moim czynom i co chwilę tuliła łeb do mnie lub do brunetki, ciesząc się, że ktoś może jej pomóc. Czas jednak stał się bardzo ważny i przystąpiłem do reanimacji jednego młodzieńca, który był nadal ciepły. Thejla w tym czasie ogrzewała i pilnowała resztę maluchów, które wyglądały raczej na zdrowe.. lecz głodne.
- No dawaj chłopie.. - mruknąłem próbując wyczuć jego oddech, lecz bez większego skutku.
Gdy już traciłem nadzieję, a między nami zapadła totalna cisza, z pyszczka reanimowanego szczeniaka rozbrzmiał szczenięcy pisk, a jego klatka piersiowa unosiła się w odpowiednim tempie. Na naszych twarzach zawitał szczery uśmiech i radość, że udało się uratować kolejne zwierzę z zaniedbanej farmy. Odłożyłem szczęściarza do reszty rodzeństwa i zabraliśmy ich z tego mroźnego chłodu, a przy naszych nogach kroczyła dumna psia mama, która przyczyniła się do uratowania swoich dzieci. Będąc przy samochodzie, poprosiłem Thejle o wyjęcie plastikowej skrzynki i rozłożenie jej, po czym do środka włożyłem kurtkę wraz z maluchami, a samą skrzynkę postawiłem na podłodze przy fotelu kierowcy oraz pasażera. Suczka oparła przednie łapy na podeście, lecz nie miała siły by wskoczyć do auta, więc i jej pomogłem wgramolić się do nadal ciepłego pojazdu.
- Mam nadzieję, że to już wszystkie zwierzęta - odparłem z lekka otrzepując ciemną bluzę.
- Raczej tak. Sprawdziliśmy wszystkie budynki i został tylko ten agresywny ogier - podsumowała ciemnowłosa - A młode lepiej zawieść do weterynarza - dodała zerkając na szczenięta.
- Też tak myślę - przyznałem i oby dwoje zajęliśmy miejsca w aucie.
Uruchomiłem forda i wyjechaliśmy z terenu farmy kierując się od razu do wcześniej wspomnianego miejsca. Na szczęście nie było to daleko i po kilku minutach psiaki były w dobrych rękach. Mężczyzna od razu podał posiłek psiej mamie, lecz oczywiście nie duży, gdyż takowa porcja mogłaby skręcić jelita i uśmiercić psa. Zaś szczeniaki zostały zbadane i upewniono nas, że są one w dobrej formie, oprócz lekkiego wygłodzenia. Po uzyskaniu tych dobrych informacji, mogliśmy opuścić budynek i wsiedliśmy z powrotem do auta, aby raz jeszcze wrócić się na teren farmy. Ze względu na nadejście wieczoru, uruchomiłem zewnętrzne szperacze w fordzie i powoli jechałem przez zapuszczony obszar, aby upewnić się, że wszystko zostało przez nas sprawdzone i zabezpieczone.

Thejla? 
Bohaterowie nie zawsze noszą peleryny ( ͡° ͜ʖ ͡°)

1600 słów = 420 $ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz