8.02.2019

Od Thejli cd. Kelvina

Po terenie z Sheeną szybko ogarnęłam Bell i poszłam ze złapanym koniem na poszukiwanie mamy aka właścicielki stadniny. Ogier grzecznie szedł tuż przy moim boku. Zmieniłam mu prowizoryczny kantar na jeden z moich nowszych dzieł. Lubiłam pleść z paracordu i większość ludzi o tym wiedziała. Czasem bez okazji dawałam jakieś moje prace (czytaj ozdobne kantary itd.) moim znajomym koniarzom, tak po prostu bez okazji. Popatrzyłam na konia. Był spokojny i rozglądał się wokoło oglądając nowe otoczenie. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam konia po kłębie.

Podeszłam do stajni koni szkółkowych
- Mamo... - powiedziałam podchodząc do kobiety stającej akurat naprzeciw boksu Bigotki
- Witaj... - powiedziała odwracając się i spostrzegając konia... A raczej kościotrupa, który był koniem - Matko... Gdzie go znalazłaś? - zapytała przyglądając się srokaczowi
- Pojechałyśmy z Sheeną w teren i nagle on pojawił się na drodze. Nawet nie uciekał, więc złapałam go i postanowiłam przyprowadzić do Horse Heaven... Może komuś uciekł i ten ktoś go szuka? - powiedziałam głaszcząc wierzchowca, który zarżał cicho witając się z końmi stojącymi w stajni
- Wstaw go do boksu. Wyczyścimy go, damy mu jeść, zrobimy zdjęcia i damy ogłoszenie. Później najwyżej damy go Thomasowi do gabinetu. Może ktoś się zgłosi - kobieta otworzyła mi pierwszy lepszy boks po czym udała się po szczotki
Wprowadziłam konia i przywiązałam do kraty przy odgrodzeniu pomiędzy boksami. W tym czasie mama zdążyła już przyjść ze sprzętem do czyszczenia i zaczęłyśmy ogarniać naszego nowego lokatora. Najpierw zajęłyśmy się sklejkami, którymi pokryty był na całym ciele. Naprawdę nie wiem ile nam to zajęło, lecz po wyczyszczeniu połowy konia byłyśmy już zmęczone, a przed nami jeszcze o wiele więcej do roboty. Po usunięciu wszelkich brudów z ciała konia zajęłyśmy się grzywą i ogonem, które chyba dość długo nie widziały grzebienia ani nożyczek. Starałam się rozczesywać każdy kołtun znajdujący się w grzywie konia, lecz było to dość trudne i w końcu postanowiłyśmy mu ją podciąć. Po tej czynności koń miał grzywę mniej więcej do połowy szyji co i tak nie ułatwiło jej ogarniecia. Z ogonem zrobiłyśmy to samo. Po długich bataliach z wyczyszczeniem ogiera w końcu udało nam się i zabrałyśmy się za robienie mu zdjęć. Skoczyłam do domu po aparat, a w tym czasie mama wyprowadziła konia na zewnątrz gdzie postanowiłyśmy wykonać fotografie. 

- Ok... Tyle starczy - stwierdziłam przeglądając wykonane zdjęcia
- Wybiorę coś i dodam ogłoszenia gdzie tylko dam radę - powiedziała podchodząc do mnie i zerkając na aparat
- Zaprowadzę go do stajni - zaproponowałam podając mamie moją własność - Ty zajmij się szukaniem jego właścicieli. Może wezmę jeszcze Viavai'a w teren...
- Dobrze - kobieta wzięła ode mnie moja własność po czym skierowała się do domu - Do zobaczenia - rzuciła machając mi
- Hejka - powiedziałam odwzajemniając gest
- Musimy cie jakoś nazywać... - powiedziałam odwracając się do konia
Ten tylko popatrzył na mnie.
- Może Ghost? W końcu wyglądasz trochę jak taki koński trup i w ogóle - zaśmiałam się przeczesując mu grzywke
Koń parsknął i tracił mnie w ramię, na co wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem, tarmosząc uszy konia.
- Czyli będziesz Ghost - powiedziałam kierując się do stajni
Wpuściłam go do boksu po czym poszłam po siano i dałam mu je obok jednej ze ścian. Koń od razu zajął się jedzeniem. Był głodny... Bardzo. W sumie można było to nawet stwierdzić po jego wyglądzie. Postaram jeszcze chwilę patrząc jak ogier przeżuwa późne śniadanie po czym skierowałam się do jednego z pomieszczeń w celu wykonania specjalnej paszy... Nie zajęło mi to długo.
- Masz... - powiedziałam wsypując mieszankę do żłoba - Powinno ci posmakować - poklepałam go po boku - Chyba powinnam dać ci jakąś derkę... Jeszcze nam tu zamarzniesz
Udałam się do siodlarni. Mieliśmy nawet za dużo zimowych derek, więc nie zaszkodzi jak jedną dam Ghost'owi. Otworzyłam szafę na dodatkowy sprzęt i wyciągnęłam z niej czarny materiał.
- Powinna pasować - mruknęłam sama do siebie przyglądając się znalezisku
Obróciłam się i wyszłam z pomieszczenia. Podeszlam do bosku zajmowanego przez naszego nowego lokatora, po czym ostrożnie otworzyłam drzwi. Zarzuciłam derkę na grzbiet konia, zapinając ją na piersi oraz pod brzuchem wierzchowca.
- Teraz powinno ci być ciepłej. Jak narazie opuszczam cię... - powiedziałam na co koń parsknął na pożegnanie

- Witaj kasztanku - powiedziałam podchodząc do boksu Viavai'a
Klucha popatrzył na mnie po czym zarżał na powitanie
- Co powiesz na mały terenik? - zapytałam opierając się o drzwi boksu
Viavai postawił uszy, łapiąc mnie za włosy.
- Ałć... - powiedziałam śmiejąc się - Wiem, że się cieszysz, ale nie musisz mi od razu włosów wyrywać - pomasowałam sobie czubek głowy odchodząc kawałek od bosku
Udałam się po szczotki, po czym ogarnęłam konia (nie chce mi się znów opisywać czyszczenia koni). Nie zajęło mi to dużo czasu bo Klucha był czyściochem i raczej się nie brudził. Skoczyłam po sprzęt dla konia. Zabrałam siodło, ogłowie, czaprak, podkładkę, wytok i ochraniacze. Zabrawszy rzeczy poszłam osiodłać wałacha. Koń stał grzecznie w boksie w czasie gdy ja zakładałam na niego sprzęt. Najgorzej było oczywiście przy popręgu... Viavai nie lubił jak się go podciąga. Pogłaskałam go i wyszliśmy że stajni.

Ruszyłam kłusem ścieżką w lesie. Viavai wyrażał wielką chęć przejścia do galopu, lecz znając jakość podłoża nie chciałam tego robić. Przynajmniej na zaśnieżonych szlakach. Jechałam, więc żywym kłusem dróżką prowadzącą na polane z przeszkodami. Z tego co obczaiłam kiedyś z Comor'em, że nie było tam aż tak dużo białego puchu. Podczas trasy zająłem się rozmyślaniem o dalszych losach Ghost'a... Biedny koń. Miałam nadzieje, że właściciel szybko się znajdzie. Moje rozmyślenia przerwało pojawienie się tuż przede mną nieznajomego jeźdźca.
Przepraszam, nie zauważyłem Cię - powiedział chłopak lekko luzując widzę swojego wierzchowca
- Nic się nie stało. Sama się zamyśliłam.. - powiedziałam trochę jeszcze przestraszona zaistniałą sytuacją
- Ja akurat skończyłem przeszkody i.. tak wyszło - chłopak próbował się dalej tłumaczyć, ale ta sztuka nie wychodziła mu za dobrze - Mało istotne, ale kojarzę Ciebie z pobliskiej stadniny - zmienił temat - Jestem Kelvin, pomocnik w stajni - pojechał bliżej mnie
- Thejla. Trenerka. Czasem też prowadzę jazdy - powiedziałam uśmiechając się - Jakoś cię nie widziałam w stadninie, a jestem tam dwadziescia cztery na dobę 
- Dopiero się przeprowadziłem - powiedział
- Rozumiem... Czyli w sumie będziemy widywać się częściej - zaśmiałam się - Jak się nazywa twój wierzchowiec? - zapytałam zwracając uwagę na ciemnogniadego podchodzącego pod karego konia, na którym siedział chłopak  
- Samael - odpowiedział głaszcząc konia po szyji - A twoj? - odbił piłeczkę
- Viavai
- Dość niespotykane imię - uśmiechnął się 
- To samo mogę powiedzieć o imieniu twojego konia. Jeśli jesteś nowy to zapewne nie znasz terenów, prawda? - zapytałam
- W sumie to tak... - powiedział drapiąc się po karku
- To czemu jeszcze stoimy? Przecież rozmawiać możemy również jadąc - ruszyłam Viavai'a, a Kalvin podjechał do mnie tak żebyśmy jechali ramię w ramię lecz w bezpiecznej odległości
- Długo jesteś w Horse Heaven? - zagaił mój terenowy towarzysz
- Od kiedy pamiętam. W sumie to urodziłam się tu - zaśmiałam się - A ciebie co sprowadza do naszego małego miasteczka?


Kelvin ^^?
1095 słów → 300$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz