8.04.2019

Od Any

- Wyprostuj się - poleciłam spokojnym tonem, jednak na tyle głośno, by dziewczyna, której właśnie prowadziłam trening, na pewno usłyszała. - Usiądź twardo w siodle, to dociążysz jej zad i nie będzie takich cudów odwalała.
Albo mi się wydawało, albo w oczach dziwczyny pojawiły się łzy. Chwila... tak, właśnie jedna spłynęła po policzku. Zostawiła po sobie wyraźnie czystszy ślad na jej policzku.
- Jane, uspokój się kochana, to tylko Bigotka - próbowałam jakoś załagodzić sytuację, żeby dziewczyna nie znienawidziła po tej jeździe wspaniałej gniadoszki. Szkoda by było, gdyby od razu na wstępie się do niej zraziła. - Usiądź w siodle, nie pozwól jej, odchyl się... Nie do przodu Jane. Nie do...
Za późno. Dziewczyna, widocznie przerażona nieco zbyt entuzjastycznym i zbyt częstym brykaniem jej wierzchowca, odruchowo pochyliła się do przodu. Pewnie żeby się złapać. Muszę przyznać, że też tak kiedyś robiłam i jedno mogę powiedzieć - to nie działa, wręcz przeciwnie, gleba gwarantowana. Przypadek małej Jane nie był wyjątkiem.
"Tylko się nie rozrycz, błagam, nie rozrycz się" błagałam w myślach, zbliżając się do dziewczyny, żeby pomóc jej wstać. Pozbawiona jeźdźca Bigotka pozwoliła sobie jeszcze kilka razy strzelić barana, po czym zatrzymała się. Spojrzała na nas wzrokiem niewiniątka.
Westchnęłam. Szybko skontrolowałam stan fizyczny i psychiczny mojej uczennicy, a gdy upewniłam się, że raczej nie zacznie płakać i nic nie złamała, odeszłam od niej, żeby złapać Bigotkę.
- No nic, wsiadaj - poleciłam, podprowadzając klacz do dziewczyny. - Chwilę odsapniesz i próbujemy jeszcze raz, co?
- W życiu! - Jane głośno wyraziła swój sprzeciw, na co przytrzymywana przeze mnie Bigotka spojrzała na nią nieco wystraszona. - Znowu mnie zrzuci!
- Ma dzisiaj dużo energii, prawda - nie ma co owijać w bawełnę, dzisiejszy napad ADHD gniadoszki widać jak na dłoni. - Ale to nie znaczy, że od razu musisz rezygnować z jazdy na niej. Musisz się przełamać i spróbować jeszcze raz, bo potem będziesz się już zawsze bała na niej galopować, a tego nie chcemy.
Jane nie wyglądała na przekonaną moją argumentacją. Wręcz przeciwnie - założyła ręce na piersi i zrobiła zawziętą minę.
Ponownie westchnęłam i rozmasowałam pulsujące od rana skronie, zastanawiając się nad rozwiązaniem zaistniałego problemu.
- Dobra, przegalopuję ją dla ciebie - ustąpiłam. Wyciągnęłam rękę po toczek dziewczyny. - Uspokoi się trochę, a potem ty na nią wsiądziesz - chciała już protestować, ale przerwałam jej ostro. - Zrobisz jedno, dwa okrążenia. Chodzi o to, żebyś nie patrzyła na Bigotkę przez pryzmat dzisiejszej jazdy, bo normalnie jest naprawdę grzeczna. Po prostu dzisiaj ma gorszy dzień.
Jane w końcu ustąpiła, aczkolwiek niechętnie. Założyłam podany mi toczek i zgrabnie wskoczyłam w siodło. Nie chciało mi się poprawiać strzemion, które były dla mnie zdecydowanie za krótkie, przerzuciłam je więc przez przedni łęk, żeby nie obijały się Bigotce o nogi. Nakierowałam klacz na ścianę i od razu dałam sygnał do zagalopowania. Po kilku spokojnych, równych foule bryknęła, choć już nie tak spektakularnie, jak pod Jane. Waga jeźdźca robi swoje. Pogoniłam gniadą do szybszego galopu, żeby to na nim skupiła swoją uwagę i nadmiar energii, nie na wywijaniu zadem. Po kilku takich okrążeniach zebrałam klacz, wykonałam zmianę kierunku po przekątnej z lotną zmianą nogi (zdążyłam już zauważyć, że Bigotka została tego nauczona), po czym ponownie pospieszyłam do pośredniego.
Po takim niewielkim maratonie, bogatym w komentarze z mojej strony, jeśli chodzi o dosiad, prowadzenie i, w głównym stopniu, brykanie, przeszłam do kłusa, a potem stępa. Zatrzymałam się koło Jane. Właśnie głaskała Ghosta, który nie wiadomo kiedy i jak wparował na halę. Od razu zaniepokoiłam się, gdzie reszta familii, ale zaraz zobaczyłam dwa tamaskany rozłożone w rogu przy schodkach.
Szybko zeskoczyłam za ziemię, zdjęłam toczek i oddałam go właścicielce.
- No, skoro ja dałam radę utrzymać się na niej bez strzemion, na pewno sobie poradzisz. Z resztą, jak widziałaś, na końcu ledwo zipiała, więc na brykanie na bank nie będzie miała siły. Czyli co, do ciebie należą dwa okrążenia. Nie chcemy zajechać Bigotki, tylko pokazać ci, że nie jest tak straszna, jak uważasz.
Dziewczyna w końcu się przemogła. Wykonała polecenie, zrobiła te dwa okrążenia spokojnym galopem. Gdy przeszła do kłusa, na jej twarzy widać było ulgę, że znowu nie wylądowała na ziemi. A szeroki uśmiech wskazywał, że cieszy się, że jednak nie zrezygnowała.
Po skończonej jeździe gwizdnięciem wezwałam do siebie całą moją czworonożną ferajnę i ruszyłam za Jane, żeby pomóc odprowadzić Bigotkę do boksu. Zanim dziewczyna wyszła, schyliła się jeszcze, żeby pogłaskać Ghosta, który tradycyjnie domagał się pieszczot od każdego, kto wyraził nim jakiekolwiek zainteresowanie.
- Piękny - zachwyciła się Jane. Spojrzała na mnie, opierającą się ramieniem o boks. - Jak się wabi?
- Ghost - uśmiechnęłam się, sięgając ręką do Archera, szczerzącego na ten przejaw miłości zęby do husky'iego, i pociągnęłam go delikatnie za ucho. Natychmiast przestał, spojrzał za to na mnie wzrokiem niewiniątka i zamerdał ogonem. Zazdrośnik jeden.
Gdy Jane w końcu poszła do domu, miałam wolne. W teorii. Dlatego, gdyby niespodziewanie okazało się, że jestem potrzebna, postanowiłam jeszcze chwilę zostać na terenie ośrodka, zajść do Caza i być może do biura...
Nagle Archer zastrzygł uszami i odwrócił głowę, a ja poczułam, że ktoś się za mną zatrzymał. Odwróciłam się i omal nie podskoczyłam na widok osoby, która przede mną stała.
- Ja pierniczę - złapałam się za serce, nieco tylko przesadzając z reakcją. - Nie zachodzi się tak ludzi od tyłu.


Ktoś chętny popisać? ^^



846 słów = 160$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz