14.04.2019

Od Conor'a cd. Any

- Trzeci co ty odwalasz... - powoedziałem podnosząc szczeniaka z podłogi, na której zdążył zrobić niezły bałagan rozszarpując gazetę
Młodemu zaczęły rosnąć stałe zęby i gryzł wszystko naokoło. Wszystko mam na myśli meble, gazety jak i również mnie przez co moje ręce wyglądały czasem jakbym stoczył walkę, a nie został podryziony w zabawie przez szczeniaka. Wzdychnąłem drapiąc biszkoptowego psiaka za uchem. Młody wykorzystując okazję dziabnął mnie w palec. Przed pracą chciałem wstąpić do zoologicznego kupić mu jakieś gryzaki i szelki, bo ze starych już wyrósł. Odłożyłem Trzeciego do kojca i starannie zamknąłem furtkę. Niestety maluch był na tyle sprytny, że nauczył się już wychodzić z uwięzi lecz miałem nadzieję, że do choć na chwilę zajmie się zabawkami które tam ma. Skierowałem się do kuchni, gdzie przy jednej z szafek czekały dwa pozostałe psy. Nie dziwiłem się, że czekały. bo nadeszła już pora kiedy powinny dostać jedzenie. Wyciągnąłem karmę z szafki, po czym nasypałem jej do misek. Później nakarmiłem Trzeciego, który jeszcze jadł specjalną karmę dla szczeniąt. Około godziny siódmej udałem się do miasta. Zatrzymałem samochód przed sklepem, pilnując by przy wysiadaniu zamknąć pojazd. Często z roztargnienia zdażało mi się po prostu o tym zapomnieć, lecz na całe szczęście zawsze jeździły ze mną psy, które pilnowały auta pod moją nieobecność. Wchodząc do sklepu przywitałęm się ze znajomym sprzedawcą. Od kąd mam Trzeciego jestem tu dość częstym klientem. Nie licząc oczywiście przyjeżdżania po trociny lub karmę dla papugi, szczura i psów. W moim domu był istny zwierzyniec co mi samemu nie przeszkadzało, ale gościom, którzy czasem do nas zawitali, już bardziej. Zakupiłem potrzebne rzeczy po czym udałem się do stadniny. Zapowadał się nawet ładny dzień, więc miałem w planach, oprócz jazd, trening z Treze, który od jakiegoś czasu wykazuje bardzo dużą chęć do wszelkiego rodzaju ćwiczeń. Oczywiście nie mógłbym zapomnieć o srokaczu, który według weterynarza mógł już zacząc lekką pracę z siodłem oraz wstępnie przyjąć jeźdźca.

Theze spokojnie podszedł do mnie trącając mnie w ramię. Chciałem dziś coś poskakać, a siwek wydawał się chętny do współpracy. Zostawiając Antitheze w boksie udałem się po szczotki, które na całe szczęście zostawiłem ostatnio w schowku przez co nie musiałem wędrować do siodlarni żeby je przynieść. Z czyszczeniem siwego uwinąłem się szybciej niż zwykle co niezmiernie mnie ucieszyło gdyż zwykle zajmuje mi to gdzieś około pół godziny z przerwami jak zachce mu się otworzyć boks i wyjść na korytarz. Wrzuciłem kopystkę do skrzynki po czym odstwaiłem ją pod ścianę planując, że wrócę po nią później i odłożę ją na swoje miejsce czyli pod wieszakami na sprzęt Theze lub Ghost'a. Skierowałem się do siodlarni po sprzęt do jazdy dla Theze. Podszedłem do wieszaków z podpisem "Antitheze" i zacząłem ściągać z nich potrzebne rzeczy. Obładowany udałem się pod boks siwego zarzucając siodło wraz z czaprakiem i podkładką na drzwi, a ogłowie wieszając na pobliskim wieszaku na kantary. Otworzyłem stanowisko ogiera po czym wszedłem do środka, ściągając mu kantar a na jego miejsce zakładając ogłowie. Gdy zapiąłem już wszystkie paski przy uździe, zarzuciłem siodło z człym ostrzętem na grzbiet wariata, nie zapominając oczywiście o wytoku, bez którego zapewne niedałoby się jeździć na tym walniętym na mózg koniu. Mając nadzieję, że psy w żaden sposób nie przeszkodzą nam w spokojnym opuszczeniu stajni, zacząłem kierować się ku wyjściu trzymając Theze za końcówkę wodzy.

Sprawnie wskoczyłem na grzbiet siwego, który zamiast później stać spokojnie ruszył powolnym stępem utrudniając mi podciągnięcie popręgu. Po uporaniu się z tymże problemem skierowałem Theze na ścianę przyspieszając trochę tempo chodu konia. Po pięciu pełnych okrążeniacg parkuru zacząłem kierować wariata na różnorakie wolty, serpentyny i inne figury w ten sposób chcąc go nieco rozciągnąć i pogimnastykować. O dziwo ogier bez większych oporów wykonywał wszystkie moje polecenia, co nie zdażało się zbyt często. Na koniec stępa zrobiłem kilka ósemek wokół pustych stokaków na przeszkody stojących niedaleko jednej ze ścian. Zatrzymując się na środku parkuru podciągnąłem jeszcze trochę popręg przed zakłusowaniem... Nie chciałem przecież zlecieć z konia razem z siodłem. W czasie kiedy ja mordowałem się z popręgiem na maneż zdążyły przybyć moje dwa kochane psiaki, zaczynając się ganiać po całej jego długości. Westchnąłem zbierając wodzę i dając ogierowi sygnał do ruszenia kłusem. Na początku jeździliśmy tylko po ścianach co jakiś czas robiąc wolty lub zmiany kierunku. Po przekłusowaniu około dziesięciu minut skierowaliśmy się na drążki ułożone przy krótszej ścianie ujeżdżalni ciągnące się prawie przez całą jej długość. Theze pokonywał je podnosząc wysoko nogi i skupiając się tylko na tym co miał teraz wykonać, nie rozpraszając się widząc biegające wokół psy. Po kilku rundkach kłusa z drążkami przeszedłam na chwilkę do stępa żeby siwy trochę odpoczął. Pięć minut później przyszedł czas na trochę galopu. Wyjechałem na ścianę dając sygnał do przejścia do galopu od razu ze stępa. Theze pomimo niewielkich oporów w końcu wykonał ćwiczenie. Zrobiłem woltę na jednej ze ścian omijajać psy, które postanowiły ścigać się z Thez. Przez kilka kółeczek pozwoliłem się im pościgać, dając siwemu lekko przyśpieszyć lecz nie tracąc zbytnio kontroli. Galopowałem całą ścianę po czym przeszedłem do kłusa, zmienijąc kierunek i powtarzając ćwiczenię w drugą stronę. Później zacząłem najazdy na drążki na galop po których musiałem najechać na przeszkodę ustawioną po skosie na prawo od kawaletek, lądując po niej na lewą nogę i jadąc to samo tylko w prawo i na odwrót. Skręciłem w lewo galopując po ścianie i śmiejąc się z psów, które za przykładem Theze zaczęły przeskakiwać przez przeszkody.
(Tak to wyglądało mniej więcej)

Po tym ćwiczeniu zacząłem najeżdżać na inne przeszkody zanjdujące się na parkurze. Theze z ogromnym zaangażowaniem pokonywał ustawione oksery. 

Godzinkę później byłem już po jeżdzie. Antitheze odstawiłem do boksu rozsiodłując go i dając jakieś smaczki.
- Conor - usłyszałem za sobą głos właścicielki stadniny
Odwróciłem się w jej stronę. Miała w ręce jakieś papiery i zapewne chciała żebym je komuś dostarczył.
- Mam dla ciebie nową rozipiskę - powiedziała
- Dużo się pozmieniało? - zapytałem
- Niezbyt. Zresztą sam zobaczysz - podała mi kartkę - I miałabym jeszcze do ciebie prośbę
- Jaką? - podniosłem wzrok z nad rozkładu treningów
- Mógłbyś przekazać rozpiskę Anie? Osobiście niestety nie mogę bo muszę być przy odbiorze siana
- Spoko... Tylko powiedz mi która to bo jakoś nie mogę sobie jej z nikim skojarzyć
- Może jest koło stajni szkółkowej lub u swojego konia w trzeciej stajni - wyjaśniła podając mi kolejną rozpiskę
Chwilę później, opisała mi z grubsza wygląd dziewczyny. Podziękowałem jej wołają psy, które posłusznie podążyły za mną.

Nie musiałem długo szukać ponieważ dziewczyna akurat wchdziła do budynku stajni prywatnej numer trzy.
- Ja pierniczę - dziewczynę najwyraźniej zadzbyt przestraszyła moja nagła obecnośc za jej plecami - Nie zachodzi się tak ludzi od tyłu
- Przepraszam... Nie chciałem cię przestraszyć - powiedziałem drapiąc się po karku - Właścicielka kazała mi przekazać ci nową rozpiskę - wyjaśniłem podając jej kartkę
- Dzięki - dziewczyna wzięła ode mnie rozpiskę i zaczęła ją analizować



Ana?

Antitheze +10um


1096 słów = 300$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz