10.04.2019

Od Kelvina "Trening S. II"

   Po ostatnim treningu czułem się na tyle dobrze, że dzisiaj postanowiłem zrobić skromną powtórkę. Pomimo godzin wieczornych, było bardzo jasno i nie zapowiadało się na to, że szybko się ściemni. Osiodłałem Samaela, który wyglądał na zdziwionego i szczęśliwego zarazem, gdyż rzadko wychodził na trening o takiej porze. Gdy już wsiadłem na grzbiet wałacha, do stajni weszła szefowa i lekko się uśmiechnęła na mój widok.
- Jedziesz na zewnętrzny parkur? - spytała zatrzymując się obok mnie.
- Zgadza się - odpowiedziałem poprawiając strzemiono - Chyba, że jest zajęte.
- Nie, właśnie skończyli tam trening. Masz w takim razie pilot do światła - powiedziała podając mi urządzenie - Nie jest skomplikowane..
- Jasne, dziękuję - lekko się uśmiechnąłem odbierając pilot.
- Gdy skończysz, pilot przynieś razem z kluczami od siodlarni - wyjaśniła krótko - Powodzenia.
- Nie dziękuję - zaśmiałem się, co kobieta odwzajemniła, po czym wszyła ze stajni.
Po chwili również opuściłem budynek i skierowałem się na parkur, który po użyciu pilota, idealnie się rozświetlił jasnym światłem. Schowałem urządzenie do kieszonki bluzy i sprawdziłem wysokość przeszkód, które na szczęście miały nasz maksimum. Nim jednak przystąpiłem do pokonywania toru, zrobiłem porządną rozgrzewkę i pozwoliłem wierzchowcowi dobrze się przygotować do parkuru. Tym razem na celownik wziąłem sobie wysokie stacjonaty oraz średniej wysokości koperty, które były po części rozgrzaniem Samaela do podwójnych, potrójnych przeszkód oraz szeregów. Każdą z nich pokonywał zbyt pewnie, co z czasem spowodowało zrzucenie jednej belki. Żeby ostudzić jego cwaniaka, nakierowałem go na triple barre, za którą zaraz była piramida. Wałach od razu słuchał się łydki i nie rwał tak bardzo do przodu, co raczej rzadko mu się zdarza. Po chwili najechałem na spory szereg, który tym razem miał podniesione belki, przez co sam się wahałem, czy aby na pewno damy radę to pokonać. Samael jednak wiedział co robić i na mój znak idealnie wybił się ku górze, przez co trudność została pokonana bez większych problemów. Za tym poszły kolejne dwie stacjonaty, przez które wierzchowiec przeleciał niczym pegaz. Czasami się zastanawiam, skąd on bierze tyle siły na rzucanie się w takie przeszkody. Możliwe, że Sam pójdzie w geny dziadów, którzy zajmowali podium w zawodach. Wracając do parkuru, kłusem zbliżyłem się do kolejnej piramidy, która została potraktowana z najmniejszym wysiłkiem ze względu na swoją wielkość, natomiast kolejną była oksera, która wałach nienawidzi, lecz pomimo tego, musiał ją pokonać. W ten sposób zrobiłem ze dwa okrążenia, może trzy, po czym rozstępowałem Sama i zaprowadziłem do stajni, oczywiście wcześniej gasząc światło na parkurze. Przy boksie oporządziłem kopytnego, wyczyściłem sprzęt i podałem odpowiednią dla niego żywność, po czym zamknąłem siodlarnie i odłożyłem klucze z pilotem tam, gdzie wcześniej mi kazano. Trening mogłem uznać za udany, gdyż nie zaliczyłem żadnego upadku, a zrzucenie belki zdarza się każdemu.

Samael +20um




451 słów = 80$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz