23.03.2019

Od Jamesa cd. Rein

Na rękę było mi, by Rein zaczęła jak najszybciej. Im szybciej moje niesforne siostry siądą do nauki, tym lepiej. Chciałem, by miały wiele możliwości w życiu.
— To mój dom — powiedziałem nieśmiało, kiedy zatrzymaliśmy się przed drewnianym płotem.
Okalał on niewielkie podwórze, lekko w dolinie, gdyż nad wszystkim górował murowany dom, z okiennicami i drzwiami jak do stodoły. Kobieta odstawiła swój samochód do stajni, bo obiecałem, że jak tylko zapozna się ze swoimi nowymi uczennicami, odwiozę ją do Delight. Miała zaplanowany trening czy coś w tym rodzaju.
Weszliśmy do obszernej kuchni, z wysepką na środku, przy której, na długich krzesłach barowych siedziała Jelly i Patty. Machnąłem do nich na przywitanie, kiedy Rein wyłoniła się zza mnie, a one otworzyły szeroko buzie, licząc na to, że może w końcu znalazłem sobie dziewczynę.
— Jel, Pat, przedstawiam wam nową korepetytorkę, panią Rein Marshall.
Od razu miny im zrzedły, ale kiedy dowiedziały się, że poznaliśmy się w stajni, trochę nabrały znowu werwy. Dziewczynie zależało jedynie, by zobaczyć dzisiaj materiał, jaki obowiązuje, przeczytać trochę notatek i popytać, czego moje siostry aktualnie się uczą. Nie minęła godzina, a moje siostry wyglądały, jakby przysposobiły sobie blondynkę na śmierć i życie. Naprawdę trudno było ją z tego wyciągnąć, szczególnie kiedy zaczęły dyskutować na tematy mniej związane z biologią. Dopiero zdałem sobie sprawę, jak różnica wieku miedzy nią a Jelly i Patty jest nikła. Oglądały te same seriale, czytały te same pozycje. Nie chodziło o to, że wątpiłem, by była dobrą nauczycielką. Po prostu poczułem się staro.
— Musze się zbierać, młode — zaśmiała się Rein, zabierając swój telefon z blatu i odkładając kubek do zlewu.
Dziewczyny próbowały coś protestować, ale trzeba przyznać, że panienka Marshall była twarda jak skała i stanowcza jak nie mało kto. Otworzyłem jej drzwi do samochodu, okrążyłem go i usiadłem za kierownicą. Mój Jeep był starym modelem, ale miałem ogromny sentyment do tego złomu.
— Jakie plany na popołudnie? — zagadnąłem, kiedy wjechałem do miasta.
— Mamy wiosnę, panie Silver. To oznacza idealny moment na pierwszy teren. Tutejsze widoki są urzekające, zobaczymy co na nie Delight.
Uśmiechnąłem się na wzmiankę "pan". Dzieliło nas może i pół dekady, ale w jej wieku, zazwyczaj do wszystkich się zwraca przez "ty". To też jej powiedziałem, na co się zaśmiała. Nie był to jednak śmiech głośny, pełen nieszczerości "heh", a ciche i wysokie "hym", którym obdarzała zapewne wszystkich.
— Moja jazda z Silverem to były tylko tereny. Kiedyś, teraz nawet na to czasu nie mam.
Spojrzała na mnie zaskoczona. Skręciłem w drogę, która prowadziła wprost do stadniny. Lekkie wertepy, następnie kostka, która przechodziła w asfaltowy podjazd. Zaparkowałem tuż obok jej Jeepa. Wysiedliśmy i chwile w ciszy szliśmy ramie w ramie. Miałem dzień wolny, który chciałem poświecić wierzchowcowi, ale nieszczególnie wiedziałem, co takiego mogłem zrobić. Ograniczyłem się tylko do wypuszczania go na padok lub karuzele, ostatecznie lonże. Nawet nie pamiętałem, kiedy ostatnio jeździłem. Doszliśmy do momentu, w którym trzeba było się nam rozdzielić. Ona chciała załatwić coś w biurze, ja miałem zamiar podskoczyć do stajni prywatnej, by zobaczyć, jaka rozpiska wisi na jutro. Przystanęliśmy w ciszy, nie wiedząc, czy któreś z nas powinno się odezwać.
— Niech pan, znaczy, James... przejedź się ze mną.
Znowu zapadła ta głucha cisza. Gdzieś podświadomie czekałem aż to powie. Ochoczo bym na to przystał, gdyby nie fakt, że do siodła mi droga nie taka prędka. Zobaczyła moje wahanie i zapytała, w czym problem.
— Załamiesz się, jak zobaczysz moją jazdę — odparłem w końcu, bo wszystko co umiem, zawdzięczam sobie. Moja mama nie zdążyła nauczyć mnie nic oprócz podstaw.
— James — zamilkła na chwile, układając sobie w głowie pewnie dalszą część wypowiedzi. — Chcesz powiedzieć, że nigdy nie skakałaś? Albo galopowałeś? Albo...
— Uznajmy, że znam się co nieco na westernie. Ale nie, skakać, oprócz pojedynczych kłód w lesie, nigdy nie próbowałem.
— Przecież to idealna okazja, byś się nauczył! Czyść konia i siodłaj, za to, że oprowadzisz mnie po okolicy zrobię ci trening. Przysługa za przysługę, ja się nie zgubie, a ty kto wie, może wystartujesz w zawodach?
Jęknąłem, bo już wiedziałam, że moja ambitna, nowa przyjaciółka nie odpuści, dopóki nie spełni swoich zachcianek względem mnie. To będzie na pewno bardzo bolesna lekcja w wykonaniu Rein Marshall. Ale słowo się rzekło i nie wydawało się, bym miał wybór.


Rein?

700 słów = 140$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz