24.03.2019

Od Thejli cd. Kelvina

Jak bardzo tego pięknego dnia nie chciało mi się wstawać? Oj bardzo. W sumie patrząc na mnie i moje chcecie życiowe można śmiało powiedzieć, że nic mi się nigdy nie chce co w powiązaniu z obowiązkami i pracą dawało czasami fatalne skutki. Leniwie przewróciłam się na drugi bok zasłaniając głowę kołdrą. Bezsenność to jednak nie jest taka fajna sprawa jeśli w planach masz kilka treningów i przeszukiwanie jakiś akt zlecone przez szefa. Szczerze wolałabym już być tym technikiem kryminalistyki sądowej niż zwykłym policjantem z kryminału. Przynajmniej bym mogła sobie robić zdjęcia zwłok... I jakiś innych poszlak. Nie ma to jak o tak wczesniej porze myśleć sobie o trupach. Patrząc na takiego denata można powiedzieć, że w sumie to fajnie ma bo już nie musi się męczyć na tym nędznym świecie, nie ma już zmartwień ani nic. Brawo Thejla... Powoli zamieniasz sie w psychopate... Bo sadystką już jesteś. Była godzina piąta, ja jak zwykle nie mogłam spać, a z łóżka wstać też mi się nie chciało. Przekręciłam się na plecy. Sufit o tej godzinie wydawał się naprawdę bardzo interesujący... Taki... Biały. Westchnęłam po czym w końcu zmusiłam się do ruszenia czterech liter z ciepłego łóżka. Pierwsze co zobaczyłam po ogarnięciu się to stos dokumentów leżących na biurku. Podeszłam i otworzyłam pierwszą teczkę. Zaczęłam wertować znajdujące się w niej kartki, starając się nie zaciąć się którąś z nich jak to zwykle miałam w zwyczaju gdy przeglądałam jakieś papiery przez co moje palce czasami były pełne ran.
- Seryjny morderca... Trzy razy skazany... Uciekł z więzienia - czytałam po cichu akta jednego z poszukiwanych
Według szefa dzięki moim zdolnościom profilerskim mieliśmy go znaleźć i złapać by później osadzić go w najlepiej strzeżonym więzieniu w kraju. Szczerze w to wątpiłam, bo staż mam naprawdę mały, a o pracy w terenie nie będę wspominać bo wcześniej wykorzystywali mnie do papierkowej roboty i przeglądania baz danych.
- Pierwsze sprawy i już mordercy - westchnęłam siadając w fotelu i biorąc kolejne papiery

- Jinx do treningu... Jocker i Amor też... - powoli układałam plan jazd w głowie zawiązując przy tym moje jakże ukochane glany
Oczywiście nie będę w nich jeździła... Przecież nawet się w strzemię nie zmieszczą. Przed stajnią miałam zamiar udać się do księgarni po jakąś książkę. W ostatnim czasie wzięło mnie na czytanie, więc dość szybko kończyły mi się tytuły które miałam w domu. Zarzuciłam skórę, wzięłam torbę ze stołu po czym udałam się do garażu. Po wyjściu z domu udarzył mnie podmuch ciepłego powietrza. Wiosna... Nareszcie wiosna. Już nie będę musiała się męczyć z treningami w mroźne poranki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i skręciłam za dom gdzie też znajdowały się garaże. Otworzyłam drzwi garażowe po czym wsiadłam do auta i powoli wyjechałam na zewnątrz. Całą zimę auta stały w pomieszczeniu kompletnie nieużywane, więc w końcu trzeba się przejechać. Zostawiając garaż otwarty, gdyż mama miała zaraz jechać po coś do Stonehoe. Wyjechałam z terenu posesji kierując się do miasta. Starałam się jakkolwiek nie wykorzystywać wszystkich koni mechanicznych znajdujących się pod maską, nie chciałam przecież zostać złapana za przekroczenie prędkości... Oczywiście gorsze byłoby to gdyby złapali mnie koledzy z pracy, których zdążyłam już dość dobrze poznać. Zaparkowałam na parkingu pod niewielką księgarnią znajdującą się przy głównej ulicy. Wysiadłam z samochodu zamykając drzwi drzwi po czym udałam się do budynku. Weszłam do środka, witając się ze znajomą sprzedawczynią. Bywałam tu tak często, że zdązyłyśmy się naprawdę dobrze poznać. Zaczęłam błądzić pomiędzy półkami w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego tytułu. Wzięłam do ręki jedną z książek leżących w dziale z kryminałami.
- Ehhhh... A mordercą jak zwykle okaże się zazdrosny mąż - westchnęłam czytając notatkę z tyłu książki
Odłożyłam ją na miejsce i znów zaczęłam błądzić między regałami. Po około dziesięciu minutach w końcu znalazłam coś co mnie zaintrygowało. Po zakupie tejże książki udałam się w drogę powrotną do Horse Heaven.

Wjeżdżając na teren posesji od strony bramy głównej, zauważyłam samochód Kelvina stojący na parkingu. Godzina była dość wczesna, więc tylko ono stało na placu, inaczej nawet nie zwróciłabym na nie uwagi. Wjechałam do garażu. Przekręciłam kluczyk p czym wysiadłam z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Po zamknięciu garażu udałam się do domu w celu przebrania się i zostawienia niepotrzebnych w stajni rzeczy. Weszłam do jak zwykle pustego budynku rzucając torbę w kąt. Kurtkę powiesiłam na wieszaku, buty jak to miałam w zwyczaju walnęłam na środek korytarza by potem się na nich wywalić bo to ja. Przeskakując co drugi schodek wspięłam się do swojego zacisza znajdującego się na pddaszu. Weszłam do swojego pokoju od razu kierując się w stronę szafy. Zaczęłam w niej szukać granatowych bryczesów z pełnym lejem, które miałam wielką ochotę dzisiaj ubrać lecz zamiast nich znalazłam moją jakże ukochaną bluzę z Morbid Angel.
- Czarny plus granatowy... Czemu nie - powiedziałam rzucając moje znalezisko na łóżko
Gdy po paru minutach w końcu znalazłam spodnie wzięłam się za poszukiwania czarnych skarpetek jeździeckich, które ostatnimi czasy widziałam pod biurkiem. Gdy miałam już wszystko, ubrałam się, zeszłam na dół, założyłam buty po czym udałam się do stajni. Było na tyle ciepło, że nie potrzebowałam kurtki. Bluza w zupełności mi wystarczyła zważając też na to, że była ona dość gruba. Postanowiłam zajżeć do staji, w której znajdował się teraz Aren. Ogier miał się już całkiem nieźle. Przybrał trochę masy lecz dalej wykazywał dużą niechęć do ludzi, nie licząc oczywiście nielicznych, których akceptował. Wchodząc do budynku zobaczyłam Kevina, który był w trakcie czyszczenie Arenisa.
- Tak myślałam, że Ciebie tutaj spotkam - powiedziałam z lekkim uśmiechem
- Akurat czyściłem Arena - odparł odkładając jedną z trzymanych szczotek do skrzynki
- Domyśliłam się - podeszłam bliżej żeby móc pogłaskać zimnokrwistego ogiera po szyji - Wygląda znacznie lepiej.
- Szczególnie w kantarze od Ciebie. I ogólnie chciałbym Ci podziękować za wczorajszą opiekę nad wałachem oraz za ten kantar. Dla tego też mam propozycję dla Ciebie... Co Ty na wieczorny seans filmowy przy dobrym jedzeniu, u mnie w domu? - zaproponował, gdy ja zaczęłam rozplątywać denerwujący mnie kołtun w grzywie Arena - Oczywiście nie musisz się zgadzać, bo kto wie, może zamknę Cię piwnicy - zażartował
- Bardzo ciekawa propzycja muszę przyznać - powiedziałam biorąc szczotkę do grzywy - Zastanowię się... Ale najpierw trzeba doprowadzić jeo grzywę i ogon do porządku - zaśmiałam się
- A ty będziesz miała wtedy czas do namysłu - uśmiechnął się
 Kelvin zabrał się za czyszcznie drugiej strony Ardena, a ja za rozczesywanie i lekkie podcinanie grzywy karusa.

- Teraz jest idealnie - powiedziałam układając grzywkę olbrzyma
- W końcu wygląda jak koń... No prawie - Kelvin podał ogierowi smakołyk, który ten łapczywie zabrał i skonsumował
- Jeszcze tylko trochę nabierze masy i będzie można zaczynać coś z nim pracować. Najlepiej zacząć od jego nastawienia do ludzi - westchnęłam
- Z tym chyba będzie najtrudniej
- No niestety... Nie chcemy chyba jednak żeby terroryzował nam stajennych i wolontariuszy - poklepałam karego po szyji
Spojrzałam na zegarek. Była prawie jedenasta, a ja miałam plany na treningi... Chociaż mogę pojeździć przecież wieczorem. Teraz zapewne i tak wszystko jest pozajmowane.
- Godzina jeszcze młoda... Może byśmy pojechali w teren - zaproponowałam - Pogoda jest, konie trzeba w końcu ruszyć. Co ty na to?




Kelvin :>?

1142 słów = 320$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz