18.03.2019

Od Sheeny cd. Od Thomasa

... we łzach. We krwi. Wśród rozbitego szkła. Oparta o przewrócony fotel.
Zszokowana, bo we łzach, we krwi, wśród rozbitego szkła, oparta o przewrócony fotel. A on tam stoi. Zatrzymał się w progu i tylko patrzy. Patrzy, jakby właśnie był świadkiem jakiejś zbrodni. A to tylko ja.
We łzach, we krwi, wśród rozbitego szkła, oparta o przewrócony fotel.

Jest w roku kilka takich dni. Dni, które przywołują wspomnienia. Zazwyczaj staram się od nich uciec, bo wiem, że nie potrafię nad nimi zapanować. Budzą we mnie małą, wystraszoną dziewczynkę, która zdaje sobie sprawę, że się zgubiła. Jest sama, a jego już nie ma. Nigdzie nie widzi tej jednej, jedynej twarzy, która wyróżni się spośród tłumu jej podobnych. Wszyscy są tacy sami, a jej już nie ma. Jego już nie ma.
To jeden z tych dni. Kolejny raz próbuję przezwyciężyć w sobie ten strach, złamać blokadę, która nadal we mnie tkwi. Właśnie dlatego w ten słoneczny poranek, gdy ptaki śpiewały za oknem, a powietrze wypełnione było zapachem lasu, wyciągnęłam z szuflady klucz. Z pozoru zwyczajny metalowy przedmiot, który dla mnie był symbolem tego starcia. Walki z wspomnieniami i traumą.
Otworzyłam drzwi. TE drzwi. Drzwi do pokoju, który przez większość czasu pozostaje zamknięty. I na początku wszystko było dobrze. Zatrzymałam się w progu i patrzyłam na jasne ściany, drewnianą podłogę, łóżko na środku pomieszczenia. Szafy, na których stały nagrody za sportowe osiągnięcia... Pierwsze ukłucie. Zaciśnięte gardło, ale oddycham głęboko. Tym razem się uda.
I udało się. Pierwszy etap mam za sobą. Zazwyczaj tutaj już wychodziłam, oddychając nerwowo, zatrzaskując drzwi i zamykając je na klucz.
Robię krok do przodu.
Wszystko pokrywa kurz. Przecież nie mogę tutaj wejść, a co dopiero spędzić na tyle czasu, żeby posprzątać. Rozglądam się. Widzę oprawioną w ramkę zieloną koszulkę z numerem 12 i nazwiskiem Carrick. Głęboki oddech.  Następny krok. Bosa stopa dotyka dywanu. Jest przyjemny w dotyku. Skupiam na tym swoją uwagę. Dywan nie przywołuje wspomnień, ale jest przyjemny. Oddycham głęboko i robię kilka szybkich kroków do okna. Za oknem las. Widok, który musiał widzieć kiedy budził się rano. Las, w którym spędziliśmy razem tyle czasu... Serce bije mocniej, w gardle znów ucisk, cofam się, trafiam w szafę, chwieje się. Odwracam się gwałtownie, żeby złapać przewracające się przedmioty. Ramki. Zdjęcia. Na większości ja. Sama lub razem z nim. Jego twarz. Ten uśmiech. Cieszyłam się kiedy znów zaczął się uśmiechać.
Łzy napływają do oczu, zbyt wiele wspomnieć, są zbyt silne, nie radzę sobie z nimi. Trzymam w dłoni jedno ze zdjęć, musiałam być wtedy w liceum. Nie. To było później, chyba już na studiach. Zbyt wiele wspomnień, czuję ten ucisk w gardle. Pierwsza łza spływa po policzku, czuję sól, kąciki ust drgają, zaczynam drgać. Jestem słaba, sama, taka słaba. Nigdy nie pokazuj słabości.
Wychodzę, nie dam rady, idę do drzwi, sięgam po klucz. Nadal mam w dłoni do zdjęcie, nie nie będę na nie patrzeć. Jestem słaba i to budzi we mnie gniew. Szklana ramka roztrzaskuje się o podłogę, kiedy nią rzucam. Mackie ucieka gdzieś w popłochu, niech ucieka, drzwi są otwarte. Niech na mnie nie patrzy, nawet ona.
Zamykam ten pokój, ten przeklęty pokój. Rzucam kluczem o ścianę. Nadal gniew. Słabość i gniew. Nie jestem słaba, muszę to sobie udowodnić. Kopię stojący obok fotel. Przewraca się pokonuje dwa metry i zatrzymuje pośród fragmentów szkła. Upadam na kolana, na ręce. Ranię się o odłamki, ale co to zmienia? Łzy mieszają się z krwią, opieram się o przewrócony fotel i łkam.

A on tam stoi. Zatrzymał się w progu i tylko patrzy. Patrzy, jakby właśnie był świadkiem jakiejś zbrodni. A to tylko ja. Słaba. Zagubiona jak mała dziewczynka. Nienawidzę okazywać słabości. Nigdy nie okazuj słabości. Ale to ja. To tylko ja.

Thomas?
610 słów = 120$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz