15.03.2019

Od Rein CD Milburna, do Sophie

— Rein, wystarczy Rein — odpowiedziałam, lekko potrząsając dłonią mężczyzny.
Należał on ewidentne do klasy wyższej, jego ręce mogłyby rownocześnie być rekami pianisty. Miał długie, smukłe palce, delikatne i bez żadnych zatarć. Był on rownież człowiekiem przystojnym. Jego głowę okalały krótko przystrzyżone włosy, a twarz była przyjemnie zaokrąglona, sprawiając wrażenie dłuższej.
Nieśmiało się uśmiechał, opuścił jednak ręce i opierał się klatką piersiową o barierkę.
— A ty? Co takiego sprowadza cię tutaj, Milburnie?
Pochylił głowę i zaśmiał się krótko, co mnie zdziwiło.
— Na pewno nie nafta ani pirackie złoto. Jestem ujeżdżeniowcem, przeniosłem się tutaj z moim koniem.
Odruchowo wskazał w kierunku stajni. Faktycznie, dzisiejszego ranka w stajni prywatnej pojawił się wierzchowiec, którego wczoraj wieczorem jeszcze nie było. Uznałam, że właściciel pojechał na przejażdżkę albo trenował w hali. Przez myśl nawet mi nie przeszło, że nie tylko ja postanowiłam się tutaj sprowadzić.
Bez słowa odjechałam na środek czworoboku, by dali ćwiczyć. Miałam wsiąść się za siebie i Delight, a nie spędzać cenny czas na pogaduszkach. Nie wspominając nawet, że wypadałoby znaleźć jakąś łatwą prace. Z bycia zawodnikiem na początku kroci się nie zarabia. Postanowiłam, że kiedy skończę w stajni, skocze do miasta, by zobaczyć, czy nie ma jakiś ofert.
Trening skończyłam na rozluźnienie klaczy, po czym wróciłam do stajni. Znowu zrobiło się zimno i już zaczynałam wierzyć, że w tym miejscu jest tak cały rok. Cieszyłam się, że zainwestowałam w tak ciepłą czapkę i rękawiczki. Dałam koniowi smakołykami własnoręcznej roboty i rozpoczęłam jej pielęgnacje. Po zostawieniu siodła i ogłowia, posmarowałem oba boki jej brzucha, martwiąc się, by nie powstały otarcia. Często jej się to zdarzało w okresie zmiany sierści i wolałam ubiec, niż motem się męczyć, by marna sierść tarantki odrosła. Następnie nogi wysmarowałam glinką chłodzącą, bo pomimo temperatury, pod ochraniaczami ujeżdżeniowymi panowały tropiki. Skończyłam na wykasowaniu jej grzbietu, energicznie przejeżdżając wzdłuż szczotką o miękkim włosiu.
Jednak kiedy postanowiłam zamknąć ją na dobre w boksie i udać się do konserwacji sprzętu, zasuwa odmówiła posłuszeństwa. Koń prychnął jakby zażenowany, a ja trzymając jedną ręka drzwi, zaczęłam się drapać po głowie, co sprawiło, że nie mogę zamknąć konia w środku. Męczyłam się chyba z dobre dziesięć minut, kiedy ktoś pojawił się obok i powiedział:
— Och, on tak ma. Boks znaczy się.
Była to niższa ode mnie brunetka, o ładnych rysach i szczupłej posturze. Wskazała mi ręką, bym przytrzymała zasuwę, a sama kolanem przyparła mocniej drzwi do framugi, tak, że bez problemu mogłam domknąć zatrzask. Uśmiechnęłam się i podziękowałam.



Sophie? 

402 słowa = 80$

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz